Czym faszerują nas stewardessy? Skąd mają ciepłe posiłki na pokładzie? Jaki jest ich skład? Jaka data ważności? Ile kalorii ma taki lunch? Dlaczego jedzenie w samolocie zawsze smakuje 'dziwnie’?
To pytania, które przychodzą mi na myśl za każdym razem, gdy stewardessy odpalają swój magiczny wózek pełen żarcia i robią pętlę po pokładzie. Szczególnie, że zazwyczaj po samolotowym lunchu boli mnie brzuch albo dostaję wysypki. Czy można się temu dziwić, skoro ostatnio dostałam danie z kurczaka z terminem ważności do 2019 roku? 'My tego gówna nie jemy’ – powiedziała mi stewardessa z jednej z wschodnioeuropejskich linii lotniczych. Ale o tym za chwilę.
CAŁA PRAWDA O JEDZENIU W SAMOLOCIE
Skąd jedzenie na pokładzie?
Robiąc research na ten temat, poprosiłam o pomoc moje koleżanki stewardessy z różnych linii. Wśród nich są m.in. członkinie załogi Emirates, Wizzair, Ryanair, Enter, Small Planet. Posiłki, które serwują stewardessy trafiają na pokład w wersji mrożonej i odgrzewane są w piecykach pokładowych. Taki ciepły lunch ma datę ważności maksymalnie dobę. Raz odgrzane danie nie może być podgrzane ponownie. Niezjedzone posiłki lądują w koszu.
Tego gówna nie jemy
„Jasne, że nie jest to jedzenie ani eko ani bio. Nienajgorszy skład mają ciepłe dania, takie jak tortille czy kurczak z ziemniakami i fasolką. Nawet nieźle smakują. Za to najgorzej jest z kanapkami i panini – syf niemiłosierny. Panini są tłuste, a mrożone białe pieczywo smakuje jak guma. Już chyba lepiej kupić batona, żeby zabić głód.” – mówi Marta z innej linii.
Kanapkowe królestwo i kilogramy czekolady
Najdłuższe daty ważności w samolotowym menu mają wszechobecne kanapki. Zamrożone leżą nawet przez kilkanaście miesięcy, ale odgrzane mogą latać na pokładzie tylko jeden dzień. Potem lądują w koszu. Niestety w większości linii, które oferują krótkie, kilkugodzinne loty można się najeść jedynie pszennym sandwichem z majonezem albo czekoladowymi batonikami. Taka przekąska w postaci kanapki, batona i Coca-coli to ok. 800 kalorii. Ewa Chodakowska udzieliłaby nam pewnie niezłej reprymendy, widząc takie cuda na tacy.
Kto zaopatruje linie lotnicze w jedzenie?
Jedzenie dla linii lotniczych przygotowują firmy zajmujące się obsługą naziemną. Wyjątek stanowi m.in. linia Emirates. Jako najlepsza i jedna z największych linii w światowych rankingach, sama dba o zapewnienie jak najlepszej jakości jedzenia na pokładach nie tylko swoich samolotów, ale także ponad 130 linii lotniczych lądujących i odlatujących z międzynarodowego lotniska w Dubaju. Tak przynajmniej twierdzi Emirates. Choć sposób, w jaki przygotowują jedzenie, wydaje się imponujący.
Emirates: najlepsza linia = najlepsze jedzenie?
Posiłki dostarczane na lotnisko produkowane są w specjalnie przeznaczonym do tego pięciopiętrowym budynku w Dubaju. Na 88 000 tysiącach metrów kwadratowych pracuje ponad 10 000 pracowników, w tym dziesiątki kucharzy, którzy mają przeróżne specjalności – od japońskiego sushi po tajskie curry. Szefowie kuchni pochodzą z 52 różnych krajów, a kuchnia pracuje 24 h na dobę, 365 dni w roku.
W budynku Food Point wszystkie urządzenia są energooszczędne i w pełni zautomatyzowane. Znajduje się w nim również laboratorium analizy żywności i higieny, pilnujące tego, by jedzenie powstawało zgodnie z międzynarodowymi standardami. Wszystko produkowane jest na skalę masową. W końcu ten obiekt gastronomiczny musi obsłużyć każdego dnia ponad 200 lotów. Specjalna piekarnia produkuje pół miliona bułek i wypieków każdego dnia, a do dań zużywa się około 20 tysięcy kilogramów warzyw dziennie. Jaki jest efekt pracy tej machiny i co na tacy dostaje pasażer?
W przeciwieństwie do stewardess pracujących w mniej prestiżowych liniach lotniczych, które wolą jeść swoje posiłki, niż faszerować się pokładowym cateringiem, załogi dubajskich linii jedzą to, co pasażerowie. I nadal żyją! Jednak jak słusznie radzi jedna z nich: „Pojemność samolotu ma swoj limit, więc jeśli jesteśmy wegetarianami albo mamy alergie, np. nie tolerujemy glutenu , warto mieć ze sobą jedzenie. Nie zawsze zostaje wybór dania. Jest ich raczej na styk, aniżeli na zapas.”
W powietrzu smakuje inaczej?
Mdłe i papierowe jedzenie w samolotach nie musi być winą kucharzy, bo spożywanie posiłku w głośnym otoczeniu, w anturażu samolotowych turbin, otępia kubki smakowe – tak twierdzą naukowcy z Coenell University. W samolocie w mniejszym stopniu odczuwamy słodki i słony smak. Żadna więc różnica czy zjemy kawałek ciasta czy wołowinę z warzywami. No chyba, że w kaloriach… : ) Rownież wina w samolocie tracą na smaku, bo obniżone ciśnienie w kabinie sprawia, że bardziej ulatują cenne aromaty. Co najlepiej smakuje na pokładzie? Sushi! Okazuje się, że bez zmian postrzegamy piąty smak umami, czyli słonawo-mięsny posmak charakterystyczny dla kuchni azjatyckiej. Bez zmian odczuwamy kwaśny smak, więc dobrze sprawdzą się również owoce. Naukowcy z Cornell University uważają, że w natłoku dźwięków może dochodzić do mechanicznej stymulacji gałęzi nerwu twarzowego, co może wpływać na odbieranie przez mózg wrażeń smakowych.
Jakie jest najlepsze rozwiązanie? Tak czy siak najpewniej i najzdrowiej jest zabierać własne jedzenie na pokład. A gdy nasz organizm po dziesięciu godzinach lotu domaga się czegoś ciepłego, oszukajmy go herbatą. Jej się chyba nie da spieprzyć? : )