Czym zaskoczyło ją Tokio? Dlaczego chciałaby zamieszkać w Japonii? Gdzie Marta „bunkruje się” i to dosłownie, przed całym światem? Zapraszam na przefajną rozmowę z Martą Wierzbicką. A! I będzie też o dręczących nas obie myślach, żeby rzucić wszystko i wyjechać na koniec świata :).
traveLover: Bardzo pomocne w przygotowywaniu się do wywiadu z Tobą, jest siedzenie w redakcji niedaleko Twojego przyjaciela. Gdy podeszłam do niego porozmawiać o Tobie, powiedział, że przed chwilą wsypałaś do owsianki przyprawę z Japonii, która okazała się rybnym proszkiem. I od Japonii, a konkretnie od Tokio chciałabym zacząć…
Marta Wierzbicka: Ha! Dobra jesteś 🙂 To było rok temu zimą. Nagle zrodził się plan, by uciec na Święta Bożego Narodzenia z Warszawy. Miałam taką silną potrzebę nie spędzać świąt z rodziną. Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, ale na tamten moment potrzebowałam jakiegoś odświeżenia. A dlaczego Japonia? Moja przyjaciółka Kasia pojechała do Tokio na studencką wymianę na pół roku. Nie wracała do Polski na święta, więc wpadłyśmy na pomysł, że ja przylecę do niej. Niedługo myśląc, następnego dnia kupiłam bilety do Tokio na prawie miesiąc. Tak naprawdę nigdy nie miałam wielkiej zajawy, żeby lecieć w tamte rejony. A teraz, gdyby ktoś mnie zapytał, gdzie chciałabym mieszkać, zdecydowanie odpowiedziałabym, że w Tokio.
traveLover: Aż tak? To dosyć odważne słowa. Nieczęsto chyba pojawia się taka myśl i uczucie: „To jest to, tu mogę żyć”.
Marta: Zacznijmy od tego, że ja się spodziewałam wielkiej aglomeracji, gdzie jest huk, hałas i szaleństwo. Okazało się, że Tokio jest niesłychanie cichym miastem. Mijasz gigantyczne wieżowce, ulicami przemieszcza się masa ludzi, ale panuje cisza. Samochody są elektryczne, nawet karetki nie wydają z siebie głośnego sygnału. Jedynie po japońsku przez głośnik słyszysz komunikat: „proszę się odsunąć, bo jedziemy z pomocą”. Poza tym wśród ludzi panuje niewyobrażalnie wysoka kultura osobista. Ja jestem osobą, która kocha ciszę, kocha być punktualnie, mam dużo takich wartości, które mam wrażenie, sprawdziłyby się w Tokio. Myślę, że tam odnalazłabym swój spokój, nie denerwowałabym się na ludzi.
traveLover: Jacy są Japończycy według Ciebie? To jednak kultura pełna powściągliwości, dążenia do perfekcji, dystansu.
Marta: Japończycy są bardzo zamknięci. Każdy jest w swoim świecie. Każdy pilnuje swojej prywatności. Nie można rozmawiać np. przez telefon w metrze. Wszyscy za to czytają książki. I wiesz co oni robią? Japończycy mają obsesję na punkcie papierowych opakowań. Np. jak kupują słodycze, to one muszą być pięknie zapakowane. Niezależnie od tego, czy zjedzą je dzisiaj wieczorem, czy dadzą komuś w prezencie. To musi być piękne, różowiutkie, takie że naprawdę dostajesz szału, jak to widzisz. Wszędzie można dostać papiery do pakowania. I głównie te papiery służą do opakowywania książek. Bo oni jak czytają w tym metrze, to ważne, żeby nikt im nie zaglądał, co to jest za tytuł.
traveLover: Rozumiem, że to jest już ta sfera prywatności, której nie pozwalają naruszać?
Marta: Tak…
traveLover: Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam. Z reguły, gdy ktoś opowiada mi o Japonii, to mówi o technologicznych, często abstrakcyjnych dla nas towarach, gadżetach, lalkach.
Marta: Rzeczywiście tam możesz się spodziewać wszystkiego. Oni mają zapotrzebowanie na najdziwniejsze rzeczy na świecie, ale się z tym nie obnoszą. I przede wszystkim, w tych innowacjach, technice, w tym pędzie – oni mają nadal swoją kulturę. Celebrują tradycyjne ichnie posiłki, mają swoje zasady. To są dwa światy, które żyją w symbiozie i to jest piękne. Bo mam wrażenie, że u nas w Europie, gdzieś to po drodze gubimy. Japończycy są też zabiegani, ale jeżeli już kogoś zatrzymasz i poprosisz o pomoc, to on nawet gdyby miał cię przez godzinę gdzieś prowadzić, to pójdzie z tobą. Bo on musi być pewny, że trafisz i że nic ci się nie stanie. Ale chcę Ci jeszcze opowiedzieć o moim pierwszym zderzeniu z Tokio, bo to jest ważna sprawa 🙂
traveLover: Chętnie posłucham 🙂
Marta: Po ponad dwudziestu godzinach lotu, Kasia wytłumaczyła mi jak mam trafić do metra. Po przylocie, wsiadłam do pociągu, wysiadłam i jakoś udało mi się dotrzeć na główną stację metra. Ale okazało się, że tam przecina się 6 stacji metra, do tego jest dwadzieścia przystanków autobusowych na różnych poziomach, a Kasia napisała mi tylko, że na tym dworcu mamy się spotkać. Po długim locie, w tym tłumie, kompletnie nie byłam w stanie się odnaleźć. Do tego nie działał mi Internet, nie wychodziły wiadomości, nie byłam w stanie nic zrobić, jakaś tragedia. Więc rzuciłam walizkę, siadłam i płakałam na środku między tymi wszystkimi biegnącymi ludźmi. Żałuję, że nikt mi wtedy zdjęcia nie zrobił. Kasia znalazła mnie po 40 minutach.
traveLover: Początki bywają trudne, ale z tego co mówisz potem już było tylko lepiej 🙂 A jak wyglądają Święta Bożego Narodzenia w stolicy Japonii?
Marta Wierzbicka: Oni jakoś szczególnie tego czasu nie obchodzą, bo to nie ich święto. To bardziej święto komercyjne. W Tokio byłam na przykład na pokazie lampek i świecidełek. Oni są perfekcjonistami, więc było to przepięknie wykonane. Ale generalnie szczególnie nie odczułam świątecznego klimatu. Wigilię spędziłam w gronie znajomych Kasi, głównie Włochów. Gotowaliśmy włoskie jedzenie, najedliśmy się i tyle.
traveLozer: A jak świętuje się koniec roku w Tokio?
Marta: Z Sylwestrem była zabawna sytuacja. Planowałyśmy go spędzić na Filipinach. Wszystko było już ogarnięte, bilety kupione i na lotnisku okazało się, że Kasia ma za krótko ważny paszport i nas nie przepuszczą. Więc miałyśmy dwa wyjścia: obie nie lecimy na Filipiny albo się rozdzielamy i lecę sama. Wyszło tak, że zamiast spędzić Sylwestra na plaży, skończyłyśmy rok w rozrywkowej dzielnicy Tokio – Shibuya.
traveLover: Muszę jeszcze raz dopytać. Absolutnie na poważnie widzisz siebie jako mieszkankę Tokio?
Marta: Absolutnie na poważnie. Rzuciłabym wszystko i zaczęłabym tam inne życie. To nie Europa, gdzie się odnajdziesz, tam rzeczywiście trzeba by było wszystko zacząć od podstaw. Wciąż przechodzi mi przez myśl, żeby tam wrócić. Nawet miałam myśl, by w tę zimę polecieć, ale ostatecznie wybrałam inny kierunek, też w Azji.
traveLover: Często masz takie myśli, żeby rzucić wszystko, wyjechać i ułożyć sobie życie gdzieś na nowo?
Marta: Ah! Kochana, to są moje myśli regularne…
traveLover: I co Cię powstrzymuje?
Marta: Wiesz, daje sobie jeszcze szansę. Myślę sobie, że jestem młoda, tu się spełniam. Chciałabym więcej i więcej, ale mimo to się spełniam. I to mnie najbardziej hamuje. Wiem, że jeśli bym wyjechała stąd, to nie mogłabym robić tego co chcę. Ile mamy znanych aktorek, które wyjechały np. do Stanów, myślały, że będą miały wielką karierę, no i zonk. Ciężko jest się przebić. Szkoda mi zaprzepaścić ten moment, kiedy rzeczywiście robię to, co kocham.
traveLover: Nie wszyscy wiedzą, że zamieniłaś po latach serial na teatr.
Marta: Tak i jeżeli stanie się tak, że za 4 lata nie będę pracować w moim zawodzie, to bez żadnego zawahania wyjadę.
traveLover: Mam podobnie jak Ty. Z jednej strony korci mnie wyjazd na stałe, z drugiej szkoda zaprzepaścić to, co tutaj mi się udało… Ale wróćmy do kierunku, który wybrałaś na tegoroczną zimę?
Marta: W tym roku nie mam jakoś awersji do świąt, mogę je spędzić z rodziną. 🙂 Poza tym nie znalazłam sojusznika, z którym mogłabym wyjechać na święta, a nie jestem na tyle odważna, by być przez ten czas sama. Kupiłam na luty bilety do Tajlandii. Nigdy tam jeszcze nie byłam.
traveLover: Dobry wybór, myślę, że zakochasz się w Tajlandii 🙂
Marta: Też mi się tak wydaje, jestem bardzo ciekawa. Choć jestem trudna, jeśli chodzi o zakochiwanie się. Nie tylko w podróżach, ale również w mężczyznach 🙂
traveLover: A propos! Słyszałam, że byłaś w USA, ale to nie był dla Ciebie typowy American Dream. Ponoć nie zachwyciło Cię ani Los Angeles, ani Chicago…
Marta: Absolutnie nie przemawiają do mnie Stany, do których trafiłam. Byłam w Los Angeles, Chicago i Nowym Jorku. Natomiast ja wiem, jaki mam problem ze Stanami. Ja bardzo odczuwam ich kompleks tego, że nie mają takich korzeni, jak my Europejczycy. Poza tym ja mam obsesję na punkcie starych budowli, pielęgnowania tradycji i kultury. Jadę gdzieś, ktoś mi mówi że ten kościół powstał w XVI wieku i ja sobie myślę: „o Boże, może ktoś z moich przodków tu działał…” To gdzieś w środku mnie jest. Mam swój aparat analogowy, bez którego nie wyobrażam sobie żadnego wyjazdu, nawet po Polsce. Chodzę po nowych miejscach, fotografuję architekturę. Ktoś mi kiedyś powiedział, że mam bardzo starą duszę. I coś w tym jest.
traveLover: Co do sentymentów, to Twój przyjaciel mówił mi, że jest jedno miejsce nad Bałtykiem, w którym co roku się „bunkrujesz”. Takiego słowa użył, ale nie pamiętał nazwy miejscowości…
Marta: A wiesz dlaczego nie pamiętał nazwy? Bo mu jej nigdy nie podałam.
traveLover: A mnie powiesz? 🙂
Marta: Nie, nie mówię nikomu. 🙂 Pojechałam tam pierwszy raz, gdy miałam 2 lata. Najpierw jeździliśmy z rodzicami pod namiot, potem do przyczepy, a gdy miałam 7 lat rodzice kupili stary rozpadający się domek, który remontowali przez lata. Do dziś jak nie odsiedzę tam przynajmniej miesiąca w wakacje, to jestem chora. Siedzę zbunkrowana w lesie, w dresach, nic mnie nie interesuje. Docelowo chciałabym mieć w Polsce gdzieś takie swoje 2 hektary. Nad morzem są sąsiedzi. A ja bym chciała mieć takie miejsce, w którym nie byłoby kompletnie nikogo, tylko natura.
traveLover: Jaki styl podróżowania preferujesz? Jakoś nie pasujesz mi do wakacji all inclusive nad basenem.
Marta: Kiedyś wyjeżdżałam na wakacje all inclusive, bo byłam z partnerem, który lubił takie wyjazdy. Ale mówiąc szczerze, męczyłam się i czekałam, aż to się skończy. A teraz lubię spontany. Ostatnio mama mi powiedziała, że ma dosyć spędzania wakacji nad morzem, więc następnego dnia kupiłam dla nas bilety do Włoch. Zorganizowałam z dnia na dzień noclegi, zaplanowałam to, bo lubię planować. Ktoś mi kiedyś powiedział, że ja jestem „Pani Zaplanowana”, a potem coś mi się sypie i lepiej na tym wychodzę. I rzeczywiście. Przyleciałyśmy na miejsce do Włoch i następnego dnia okazało się, że nie możemy wynająć samochodu, bo nie mamy karty kredytowej. Więc zjechałyśmy pociągami wybrzeże od Mediolanu po Rzym. Wszystko ogarniałam na bieżąco. Poczułam trochę adrenalinę jak w Azji Express.
trvaeLover: Czy program Azja Express Cię wzmocnił? Niektórzy uczestnicy mówią, że po tym jak poradzili sobie programie, to już z wszystkim sobie poradzą w życiu…
Marta: Ja mam taki problem z tym programem, że pomimo, że byłam tam miesiąc, mam wrażenie jakby się to wydarzyło w tydzień. Mam skolekcjonowane wspaniałe wspomnienia, dużo doświadczeń i wyniosłam wiele różnych mądrości, jednak czasami ciężko mi to wdrożyć w życie. Jak już mam chwilę w moim szybkim życiu, żeby się zastanowić, to sobie myślę: „kurczę nie daję rady z tym i z tym, ale w sumie to w Azji sobie poradziłam”. Np. teraz się przeprowadzałam, właściwie wszystko zrobiłam sama z pomocą mojej przyjaciółki. A myślę, że kiedyś bym się załamała, popłakała i wynajęła specjalną firmę. Więc rzeczywiście program umacnia. Bardzo dużo dał mi moment w programie, kiedy się rozdzieliliśmy i sama przejechałam na stopa 400 kilometrów.
traveLover: Czy kiedykolwiek wcześniej pojechałaś sama z plecakiem w nieznane?
Marta: Nie, nigdy. Ja jestem odważna i wszystko robię sama, ale w podróżowaniu wolę mieć koło siebie kompana. Myślę, że gdybym miała sama podróżować z plecakiem, to bym się jednak przeraziła. Bałabym się po prostu o swoje bezpieczeństwo.
traveLover: A jakie doświadczenia miałaś w podróżowaniu z Oliwką, którą zaprosiłaś do udziału w Azji Express?
Marta: Z Oliwką mamy co roku stałe kursy do mnie na działkę nad morze w wakacje i na Mazury do jeszcze jednej przyjaciółki.
traveLover: A Berlin i szalone weekendy w mieście wiecznej imprezy? 🙂
Marta: No właśnie! To nasz główny kierunek wypadowy. Nudny weekend, mamy zaoszczędzone trochę kasy, to dawaj do Berlina 🙂 Uwielbiamy to miasto. Mamy z Oliwką wspólną zajawkę – jedzenie, bo dla mnie podróże to jest głównie jedzenie. A w Berlinie jest co wybierać!
traveLover: Co lubicie tam jeść najbardziej? Ja np. w Berlinie jadłam najlepsze sushi w życiu.
Marta: W Berlinie można jeść dosłownie wszystko. Mamy ulubioną, genialną knajpę wietnamską w klimatach streetfoodowych. No i oczywiście śniadania. Mamy obsesję z Oliwką na punkcie śniadań. Wiadomo, że w Berlinie można jeść śniadanie przez cały dzień. I do tego pić kawę, którą też kocham.
traveLover: Na koniec jeszcze chciałam zapytać o Azję Express. Ten program przyniósł Ci nowe, bliskie znajomości. Chyba mocno zżyłaś się w programie z Michałem Pirógiem i ta zażyłość trwa do dziś.
Marta: Michała Piróga poznałam bardzo dawno temu na pewnym wyjeździe w góry. Wieczorem była impreza i Michał upił mojego ówczesnego chłopaka. Więc następnego dnia przeklinałam Michała, bo musiałam prowadzić samochód w drodze powrotnej do Warszawy. Potem wielokrotnie spotykaliśmy się na jakiś eventach, ale raczej mówiliśmy sobie tylko „cześć”, nie było zażyłości. Ja też jestem taka, że trochę czasu zajmuje nim się przed kimś otworzę, pogadam, a do ludzi z showbiznesu mam spory dystans. W Azji dopiero poznałam bardziej Michała i fajnie się dogadywaliśmy.
traveLover: Masz dystans do showbiznesu, nie kręci Cię ten klimat? Nie masz wielu zdjęć na ściankach, nie biegasz też chyba na sześć imprez w jeden weekend, chociażby Twój Instagram jest trochę inny…
Marta: Nie może być tak, że ja nagle zacznę wrzucać zdjęcia z full make up’em, bo ja po prostu taka nie jestem. Nawet jeśli mnie ktoś wymaluje, to czuję się jak pajac. A Instagram.. to jestem ja. Nie odnajduję się w szalonym show biznesie. Mówiłam Ci, moje klimaty to las, cisza, spokój, pełna kultura. A jednak tego nie ma w Internecie i w show biznesie. Ja nie mówię, że go nie lubię, że jestem na niego obrażona. Broń Boże. Ja po prostu sobie wydeptuję swoją ścieżkę, troszkę z boku i tyle.
traveLover: I kropka. Dziękuję Ci za wspólną kawę 🙂
Jeśli macie ochotę na więcej, w zakładce PODRÓŻE GWIAZD znajdziecie wywiady z innymi uczestnikami Azji Express.
Enjoy! 🙂