Dla kogo jest w stanie lecieć na drugi koniec świata? Gdzie odnalazła swoją miłość i pasję? Kim jest z pochodzenia? Które miasta w Europie uwielbia? Najbardziej egzotyczna prezenterka w polskiej telewizji – Omenaa Mensah – o miłości do Afryki i nie tylko.
traveLover: Czy to prawda, że pochodzisz z ghańskiej rodziny królewskiej?
Omenaa Mensah: Jestem spokrewniona z rodziną królewską Aszanti, ale to nie zmienia niczego w moim życiu. Chociaż oczywiście jestem dumna ze swoich korzeni i z tego, że mogłam poznać kulturę, z której się wywodzę. Pierwsza podróż do Ghany była dla mnie wręcz mistycznym doświadczeniem, bo pojechałam poznać króla Aszanti. Ci mieszkańcy Ghany słynęli z wydobycia złota i produkcji kakao. Aszantowie to najbardziej dumni ludzie w Ghanie. Rodzina królewska tego plemienia żyje w pałacach, jeździ Rolls-Royce’ami i Bentleyami. Z jednej strony zobaczyłam, jak się żyje w Afryce po królewsku, z drugiej zaś poznałam tamtejsze ubogie życie innych ludzi, mieszkających w małej chatce z dala od dostatku. To jest niesamowite zderzenie. Totalne.
t: Nie zawsze głośno mówiłaś o Ghanie, o Afryce, o tolerancji. Kiedy Ghana na dobre pojawiła się w Twoim sercu?
OM: Wszystko zaczęło się kilka lat temu po pierwszej podróży do Afryki. Zdecydowałam wtedy, że chcę działać na rzecz dzieci, tolerancji, edukacji. Jestem pół Ghanijką i chcę im pomagać. Tam, za naukę dzieci trzeba płacić. Niby nieoficjalnie, ale takie są realia. Po wielu wyjazdach już wiem, jak to funkcjonuje. Jeśli rodzice nie zapłacą, to dziecko się nie uczy i tyle. Moja fundacja współpracuje w Ghanie z ośrodkiem prowadzonym przez salezjan. Trafiają tam dzieci ulicy, które zamiast chodzić do szkoły, pracowały niewolniczo na plantacjach albo w kopalni złota. Niektóre musiały się prostytuować. Właśnie dla tych dzieci buduję szkołę. Trzeba im pomóc. Często dzieje się tak, że dopiero gdy trafią do ośrodka salezjan, zaczynają naukę pisania i czytania. Niektóre mają wtedy dwanaście, trzynaście lat. W naszym ośrodku znajdują schronienie, edukację i ciepło.
t: Kiedy byłam w Afryce, spotkałam się z masą problemów, ale wszystkie miały jeden wspólny mianownik – edukacja, a raczej jej brak, szczególnie u dziewczynek.
OM: Bo to prawda. Ghana jest krajem chrześcijańskim, więc teoretycznie uczą się i dziewczynki i chłopcy. Ale oczywiście nie we wszystkich regionach Afryki tak jest. Szczególnie w niektórych muzułmańskich krajach, dziewczynki w ogóle nie chodzą do szkoły. Dlatego tym bardziej się cieszę, że już na wiosnę ruszam z budową szkoły w Ghanie. Jako wykształcona Europejka uważam, że największą wartością, jaką może dać społeczeństwo europejskie Afryce jest właśnie edukacja.
t: To, że masz ciemny kolor skóry pomaga Ci w budowaniu relacji z tamtymi ludźmi?
OM: Co zabawne, oni określają mnie słowem oznaczającym w ich języku „biała”. W porównaniu do nich mam bardzo jasną karnację. Jestem dla nich jak taka Marilyn Monroe. Wszystkie Afrykanki marzą, by mieć taką „jasną” cerę. Ich zdaniem im jaśniejsza, tym ładniejsza. Oczywiście bywają między nami ogromne bariery kulturowe. Wielokrotnie. Ja jestem dobrze zorganizowana, mam biznesowe podejście do niektórych spraw, bo wiem że żeby osiągnąć cel,
którym jest zbudowanie szkoły, muszę do tego podejść konkretnie i racjonalnie. Ludzie w Ghanie żyją zupełnie innym tempem. Inaczej pojmuja kwestie czasu i terminów. Mają odmienne podejście do wszystkich życiowych spraw, chociażby wychowywanie dzieci. To co mnie tam najbardziej zaskakuje, to także zachowania dzieci. Zupełnie inne są ich potrzeby. Dzieci z Afryki cieszą się wszystkim, każdą drobnostką i to dosłownie. Niestety, ale żeby zadowolić nasze europejskie dzieci, trzeba się trochę bardziej namęczyć : ) Do Ghany latam ostatnio bardzo często, co dwa, trzy miesiące. Zżyłam się z tamtymi dziećmi, a one ze mną. Zawsze gdy przyjeżdżam są stęsknione. To działa w dwie strony i to jest cudowne.
t: Dorastałaś i wychowywałaś się w Polsce. Czy jako dziecko spotkałaś się z przejawami rasizmu wobec Ciebie?
OM: Pewnie, wielokrotnie. Właściwie przez całe dzieciństwo. Dzieci czepiały się wszystkiego, wyśmiewały się na podwórku, w szkole, wszędzie.
t: Wracałaś do domu z płaczem?
OM: Nie raz i nie dwa.
t: W jaki sposób tłumaczyli Ci to rodzice?
OM: W moim rodzinnym domu rodzice zawsze bardzo mocno budowali we mnie poczucie własnej wartości. Największe wysiłki włożyła w to moja mama, która niezależnie od wszystkiego, zawsze powtarzała, że jestem piękna, mądra i że zawsze sobie poradzę. Mówiła, że inni mogą mi tylko zazdrościć kręconych włosów, bo dzięki nim jestem słodka jak czekolada. Pamiętam to jak dziś. Tata z kolei tłumaczył mi, że mój kolor skóry jest inny, ale najpiękniejszy. Powtarzał też, że przez to będę musiała w życiu dwa razy więcej pracować, żeby udowodnić innym, ile jestem warta. Stąd od dziecka marzyłam o zdobyciu wykształcenia. Studia były absolutnym minimum, jakie planowałam osiągnąć. I tak się stało. Skończyłam trzy kierunki studiów, w tym jeden doktorancki.
t: Coraz więcej osób podróżuje po Senegalu czy Gambii, ale Ghana wciąż nie jest popularnym kierunkiem. Zwiedziłaś sporą jej część. Co możesz podpowiedzieć podróżnikom, którzy chcieliby się wybrać w te rejony Afryki, co warto zobaczyć?
OM: Najbardziej sentymentalną, a zarazem smutną podróżą dla mnie, była wizyta w Cape Coast. To takie Auchschwitz Afryki. Do tego miejsca ściągano niewolników. Część z nich ginęła w transporcie z północy kraju, a ci którzy przeżyli trafiali do lochów, po trzysta, czterysta osób w jednej celi. Było tam także wiezienie dla kobiet, w tym kobiet w ciąży. Ci którzy to wytrzymali trafiali na statki niewolnicze. Coś strasznego. To było wstrząsające przeżycie dla mnie. W Cape Coast nawet prezydent Obama złożył wieniec ku pamięci zamordowanych.
t: A czym zachwyca Ghana?
OM:Piękne, szerokie, piaszczyste plaże, cudowne parki, to przede wszystkim. Ghana leży nad oceanem. Uwielbiam tam odpoczywać. Wokół jest zielono i kolorowo. Nie jest tak sucho, jak w innych regionach Afryki. Ghana to kraj, który na pewno nie jest wyeksplorowany turystycznie i w sumie trochę cieszę się z tego, bo gdy tam jestem mogę odpocząć i nie słyszę nad głową tłumu turystów. Hotele w Ghanie jak już są, to typowo w celach biznesowych. Jeśli ktoś tam przylatuje to albo w interesach, albo dlatego że ma tam rodzinę.
t: A na przykład jeżdżenie autostopem albo samotna podróż białej kobiety są tam bezpieczne?
OM: Ghana to bardzo bezpieczny kraj. Naprawdę. Nawet po zmroku. Na przykład w nocy na ulicach jest bardzo dużo patroli policyjnych. Gdy widzą, że w samochodzie jedzie więcej niż cztery osoby, zatrzymują pojazd i kontrolują. Dokładnie sprawdzają i wypytują kto, po co i dokąd jedzie. Moja wolontariuszka z fundacji, która przebywa teraz w Ghanie, jechała ostatnio na pogrzeb matki króla, z Temy do Kumasi. To jakieś 300 km, ale jej podróż trwała dziesięć godzin. Jechała autobusem i stopem. Była zachwycona tą wyprawą i opowiadała mi, że czuła się bezpieczna i chętnie to powtórzy.
t: Od kiedy podróżujesz?
OM: Od zawsze! Nikomu o tym nie mówiłam, ale zdradzę Ci tajemnicę. Otóż jestem w stanie wszędzie na świecie polecieć w jednym celu – na koncert. Zjechałam za swoimi idolami całą Europę, chociażby Amsterdam, Paryż, Madryt czy Londyn. Jestem w stanie polecieć na koncert do Chicago, czy Nowego Jorku.
t: To zdradź jeszcze dla kogo takie poświęcenia? Jakich artystów słuchasz ?
OM: Tych koncertów przeżyłam całą masę. Rozważałam ostatnio wylot do Australii na London Grammar, ale praca mi nie pozwoliła na wyjazd. Byłam np. na koncercie Adele, Hansa Zimmera w Londynie, Robina Schulza, nawet Justina Bibera, ale to z córką. Następny koncert planuję jednak blisko, bo w Łodzi. Chcę na żywo posłuchać Portera.
t: Próbowałaś kiedyś zliczyć ile krajów odwiedziłaś?
OM: Sporo tego, ale nie liczyłam nigdy. Za to moja córka zliczyła swoje i wyszło jej około czternastu. Jak na nastolatkę, to chyba całkiem nieźle.
t: Jakie są Twoje ulubione miejsca na świecie?
OM: Kocham Europę i duże europejskie miasta. Mają fenomenalną architekturę, a ja w ogóle kocham zabytki. Mam sentyment do Rzymu, Paryża, ale szczególnie uwielbiam Amsterdam. Sztuka w tym mieście i dizajn są fantastyczne. Ostatnio byłam na świetnej wystawie Van Gogha. Rewelacja. Amsterdam jest totalnie na chillu, tak właśnie lubię.
t: Ostatnio na Facebooku i Instagramie bombardują mnie zdjęcia ślubów na Malediwach i miesiąców miodowych na Dominikanie – przeżyłaś kiedyś jakąś romantyczną podróż?
OM:…wyłącznie taki bym sobie zorganizowała! Jak ślub to tylko egzotyczny! Więcej nic nie powiem! (śmiech)
t: Jakie masz plany podróżnicze na ten rok?
OM: Lada dzień lecę na drugi koniec świata, ponurkować w wodach Pacyfiku. Potem na wiosnę ruszamy z budową szkoły w Ghanie, więc lecę tam. Marzy mi się zrobienie czegoś niesamowitego podczas pobytu w Afryce. Może jakieś przełamanie swoich barier fizycznych, coś ekstremalnego…
t: Lubisz ekstremalne wyzwania?
OM: Lubię adrenalinę i szaleństwa. Czasami jeżdżę do Wrocławia, żeby skoczyć ze spadochronem, dla frajdy i zastrzyku adrenaliny. Skoczyłam już jakieś pięć, sześć razy.
t: Latając do Ghany czujesz, że wracasz do domu, czy to raczej odskocznia dla Ciebie i szansa na naładowanie baterii?
OM: I to i to. Polska to moja ojczyzna numer jeden, bo tutaj się wychowałam, tutaj dorastałam. Polska jest ewidentnie moim miejscem na ziemi. Ghana zaś to taka druga ojczyzna i miejsce, gdzie mogę się realizować w inny sposób.
Jeśli chcecie więcej dowiedzieć się o działalności Omeny, oto link: http://omenaafoundation.com