Czy Chińczyków da się lubić? Jak przejawia się kult białego człowieka w Chinach? Co zrobić, gdy zostajesz posądzony o handel narkotykami w Meksyku i grozi ci więzienie? Do którego miejsca w Meksyku absolutnie nie podróżować? O swoich trudnych, egzotycznych, zabawnych, ale i niebezpiecznych przygodach, opowiedział mi Piotr Czaykowski.
traveLover: „Najbardziej egzotycznym doświadczeniem Piotra Czaykowskiego był wyjazd do Mediolanu na Fashion Week”, zażartował kiedyś w „Azji Express” Michał Piróg. Okazuje się, że masz tyle podróży i przygód na swoim koncie, że mógłbyś nimi obdzielić życiorysy przynajmniej kilku osób. Zacznijmy od Twojego dwuletniego pobytu w Azji. Jak to się stało, że zamieszkałeś w Chinach ?
Piotr Czaykowski: Muszę zacząć od tego, że od małego dużo podróżowałem z rodzicami – na wakacje, na narty, na weekendy, po Polsce, później gdy moich rodziców było stać na więcej, wyjeżdżaliśmy dalej, dłużej i częściej. Podróże były dla mnie odskocznią od rzeczywistości. Uwielbiałem to. Jako student podróżowałem już na własną rękę, na ogół do Azji. Kiedy wracałem zawsze czułem niedosyt, chciałem zobaczyć więcej i jeszcze więcej. Po studiach pozamykałem swoje prywatne sprawy, postawiłem wszystko na jedna kartę i postanowiłem wylecieć w nieznane.
traveLover: Wtedy byłeś już związany zawodowo z modelingiem. Rozumiem, że chciałeś wyjechać z perspektywą pracy za granicą?
Piotr: Tak, od 18. roku życia traktowałem modeling, jako pracę dorywczą. Miałem dzięki temu pieniądze na swoje zachcianki, podróże. Robiąc co jakiś czas jakąś sesję zdjęciową albo reklamę, łatwiejszym sposobem zarabiałem większe pieniądze. Po studiach poszedłem do swojej agencji i powiedziałem, że chcę wyjechać. Dokądkolwiek.
traveLover: I tak wylądowałeś na dwa lata w Chinach.
Piotr: To był mój pierwszy tak długi wyjazd w pojedynkę. Trafiłem do chińskiego miasta Guangzhou, o którym nie słyszałem nigdy wcześniej. Zacząłem o nim czytać i okazało się, że to bardzo przemysłowe miasto, gdzie szyje się co trzecią parę jeansów na świecie.
traveLover: Jak wygląda praca i rynek modowy w tym chińskim zagłębiu?
Piotr: Modeling to bardzo glamour świat, który z jednej strony daje Ci dostęp do dużych pieniędzy, ludzi z pierwszych stron gazet, miejsc niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika, ale jest też druga strona tego środowiska, bardziej od kuchni. A wygląda ona tak, że mieszkasz w syfie z dwiema, trzema, czterema, (w Mediolanie zdarzyło mi się, że piętnastoma) osobami w jednym pokoju. W sumie trzydzieści osób w jednym mieszkaniu, jedna łazienka.
traveLover: Tego mogłeś się spodziewać także w Guangzhou. A jak wyglądało zderzenie z czymś absolutnie nowym – z chińską kulturą i rzeczywistością?
Piotr: Zderzenie kulturowe było tak drastyczne, że na początku byłem tym bardzo przerażony, zestresowany i czułem duży dyskomfort. Potęgował go fakt, że byliśmy w Chinach na wizie turystycznej, więc teoretycznie gdyby zatrzymała nas policja, to byliśmy tam nielegalnie. Nic nie rozumiesz, wszystko jest po chińsku, masz swojego kierowcę, który jak ziemniaki, zbiera do Vana po 15 osób i rozwozi je z castingu na casting. Czułem się trochę ubezwłasnowolniony, ponieważ tam kompletnie nikt nie mówił po angielsku.
traveLover: Nic nie rozumiesz, z nikim nie możesz porozmawiać, jak żyć?
Piotr: Wszystko robisz w ciemno. Żeby kupić coś do jedzenia, najpierw zrobiłem sobie listę zakupów, odsłuchałem chińskie tłumaczenie w translatorze, zapisałem albo pokazywałem w sklepie palcem: wołowina, kurczak, ryba. Kolejna prozaiczna sprawa – toaleta, do której chodzę często, bo to bardzo ważny element w moim życiu (śmiech). W chińskich toaletach nie ma drzwi, ścian, a swoje potrzeby załatwia się do dziury, kucając. Wyobraź sobie, że kucamy w takiej samej odległości od siebie, jak teraz siedzimy, ja robię kupę i Ty robisz kupę. Zero intymności. Oni mają to kompletnie w dupie, kucają sobie, grają na telefonie, niczym się nie przejmują.
traveLover: Przejdźmy do kolejnego wątku, bo nie chcę sobie tego dłużej wizualizować 🙂 Skoro jesteśmy przy higienie intymnej, to spójrzmy nieco wyżej 🙂 Azjatki marzą o tym, by wyglądać jak Europejki. Wszystkie kosmetyki mają za zadanie wybielić skórę, czy powiększyć oczy. Wiele modelek i modeli z Zachodu wyjeżdża na kontrakty do Azji i robi wielką karierę. Jak w Chinach traktowali Ciebie – białego, wysokiego Europejczyka?
Piotr: Tam rzeczywiście panuje kult białego człowieka. Wszyscy się na ciebie patrzą, podziwiają, chcą cię dotknąć. Każdy biały jest dla nich przepiękny, ma piękną białą skórę, czyli ma to, o czym oni marzą. Chińczycy mają dosłownie bzika na tym punkcie. Dla mnie był to na początku duży dyskomfort, bo patrzyli na mnie jak na kosmitę. Biały człowiek jest tam uosobieniem pieniądza. Summa summarum obojętnie jak ktoś wygląda, byleby był biały i wysoki. To oznacza, że dana firma ma dużo pieniędzy, marka dobrze prosperuje i dlatego wzięła sobie drogiego modela z zagranicy, który sprzedaje ich luksus na miarę Zachodu. Z czasem przyzwyczaiłem się do tych ciągłych spojrzeń na ulicy. Pewnego dnia był okropny upał i poszedłem do sklepu w samych bokserkach. Wyszedłem z założenia, że przecież oni i tak się gapią i tak się gapią, jakbyś nie wyglądał. Przekraczałem tam trochę granice, które wcześniej wydawały się dla mnie abstrakcją.
traveLover: A poza zachwytem i pożądaniem w ich oczach, jak odebrałeś Chińczyków? Jacy oni są?
Piotr: W pewnym momencie ta kultura zaczęła budzić we mnie respekt. Zacząłem się zastanawiać, jakim cudem ludzie, którzy nie mają do siebie szacunku, potrafią pierdzieć, pluć i bekać przy stole w restauracji, (to, że ich dzieci srają wszędzie, to standard; one nawet nie chodzą w pieluchach, tylko mają spodenki z dziurą i jak im się zachce, to kucają i robią co chcą, wszędzie); jak to możliwe, że naród, którym rządzą tak pierwotne zachowania, przetrwał tyle wieków przy jednocześnie tak zaawansowanej medycynie, technice i nauce. To zaczęło się robić fascynujące.
traveLover: Czy żyjąc w Chinach, z miesiąca na miesiąc, zaczynałeś to akceptować, czy Ty w ogóle polubiłeś Chińczyków?
Piotr: Oni są bardzo konserwatywni mentalnie. Są też kompletnie pozbawieni wyobraźni i kreatywności. Jak im powiesz co mają zrobić, to oni to zrobią. Zero własnej twórczości. W dodatku Chińczycy są bardzo nieufni. I traktują cię tak, że… (Piotr się długo zastanawia i w końcu kwituje szybko) …jak tylko mogą to cię wyrolują. Nie jesteś w stanie zbudować głębszej relacji, stworzyć więzi. To nie jest tak, że ja ich nie lubię. Ja ich kompletnie nie rozumiem. Z żadnym Chińczykiem się nie zaprzyjaźniłem, nie nawiązałem relacji nawet w połowie tak silnej i intensywnej, jak z człowiekiem jakiejkolwiek innej nacji. Gdy z Tobą pracują, są skupieni tylko na tym co jest do zrobienia. Jeśli są zadowoleni ze współpracy, to ważny jest wspólny papieros, którego nie wypada im odmówić (ich papierosy są tak hardcorowe, że po jednym czujesz się, jakbyś wypalił paczkę Marlboro). Na koniec zapraszają cię na kolację, fakt mają gest. Jednak na tej kolacji nie ma rozmów, wszystko jest bardzo powierzchowne.
traveLover: Czyli lepiej pracuje się z Europejczykami?
Piotr: Absolutnie tak. Lepiej pracuje się generalnie na Zachodzie. Wyobraź sobie, że w Chinach zdarzyło mi się zrobić katalog ponad 2. tysięcy piżam w 8 godzin, bo oni płacą za godzinę. Masz 3 minuty na toaletę, 3 osoby cię rozbierają, 5 cię ubiera. Dla nich liczy się tylko fakt, że robią sesję z białym modelem. Nieważne jak to wszystko wygląda, że rękaw sięga mi do łokcia, kołnierzyk się nie zapina, bo jest za mały. Przecież w studio fotograficznym od razu podają instrukcję do Photoshopa, w jaki sposób mają przerobić zdjęcie, aby wyglądało dobrze. Dla porównania – w Chinach zrobisz 2 tysiące zdjęć w 8 godzin, a w Hiszpanii ostatnio w 9 godzin zrobiłem trzy dobre ujęcia.
traveLover: Zostańmy więc na chwilę w Europie. Przez prawie trzy lata mieszkałeś i pracowałeś jako model w Mediolanie. To idealne miejsce dla kogoś, kto planuje zrobić karierę w modelingu?
Piotr: W Mediolanie czułem się cudownie. To jest absolutnie moje miejsce. Włochy były moim marzeniem nastolatka. Chciałem trochę tam pomieszkać i pożyć. Zdecydowanie znacznie bardziej wszedłem w relacje z tymi ludźmi. Dla nich byłem swój. Nie wierzyli, że nie jestem Włochem. Na początku nie lubiłem Mediolanu, ale z czasem go pokochałem. Pewnie byłaś tam?
traveLover: Byłam kilka razy, ale moje pierwsze zderzenie z Mediolanem było przerażające. Wysiadłam wieczorem na dworcu i weszłam w pierwszą lepszą ulicę. Okazało się, że trafiłam do gejowskiej dzielnicy, pełnej sexshopów i pornograficznych plakatów w witrynach. Byłam przerażona, bo nie wiedziałam jak się stamtąd wydostać. Pierwsze wrażenie było dalekie od Mediolanu ze zdjęć na Instagramie.
Piotr: Mediolan to miasto, któremu trzeba dać szansę. Ono ma wiele twarzy. Z jednej strony Mediolan jest dystyngowany, snobistyczny. Widzisz starsze kobiety jeżdżące w norkach zimą na rowerze, a ich perfumy czujesz kilka kilometrów za nimi. Te panie mają nawet swoją ksywkę po włosku: „siura”, czyli paniusia. Z Mediolanem jest jak z nastrojem. Czasami chcesz zjeść rybę, a czasami mięso. Mediolan oferuje ci wszystko, na co akurat masz ochotę. Bardzo dużo się dzieje, Fashion Week, Tydzień Dizajnu, wystawy, muzea, dużo aktywności w miejskich przestrzeniach.
traveLover: Myślałeś o tym, żeby zostać tam na stałe?
Piotr: Biorę pod uwagę wyjazd na stałe z Polski, jednak teraz nie chciałbym tego zrobić. Póki co zależy mi na rozwoju zawodowym. A to będzie dużo łatwiejsze i z fajniejszym skutkiem, do zrealizowania w Polsce. Natomiast w przyszłości, jak najbardziej, widzę siebie gdzieś nad morzem.
traveLover: Kiedy rozmawialiśmy przez telefon i umawialiśmy się na tę rozmowę, okazało się, że masz tyle historii i doświadczeń, że moglibyśmy zarezerwować stolik na całą noc. Dla odmiany popłyńmy na chwilę na drugą półkulę, do Meksyku. Ten kraj zasponsorował Ci kilka traum i scen grozy.
Piotr: W Meksyku byłem dwa razy. Pierwszy raz w liceum, z rodzicami polecieliśmy do Cancun – resort, all inclusive i te sprawy :). Moi rodzice dzielą się na dwie zupełnie skrajne kategorie ludzi podróżujących. Tata może podróżować jakkolwiek, dokądkolwiek, z plecakiem, czy z namiotem. Zaś moja mama wyznaje zasadę, że dopóki jej nie stać na dobry hotel, to woli siedzieć w domu. Na ogół rodzice próbowali znaleźć kompromis i organizowali wyjazdy tak, że mieliśmy jedną bazę, z której robiliśmy wypady w różne miejsca. Tak było również w Meksyku. Trafiliśmy na okres, w którym przez Meksyk przechodził huragan. Wszyscy odradzali wyjście z hotelu, ale my mimo to pojechaliśmy do słynnego miasta Majów – Chichén Itzá. Byliśmy zupełnie sami. Gęsta roślinność, wilgoć, przebiegające zwierzęta, w powietrzu czułem zapach prawdziwych tropików. To było takie dziewicze. Mimo, że oczywiście byłem tam turystą numer 982873, czułem się jakbym to ja odkrywał to miejsce po raz pierwszy. Gdy wyłoniła się przede mną Piramida Kukulkana, zdałem sobie sprawę, że to ten moment, w którym złapałem podróżniczego bakcyla na dobre.
traveLover: Po latach wróciłeś do Meksyku. Tym razem pojechałeś na sesję zdjęciową do Acapulco. Już nie było tak kolorowo.
Piotr: Ostatniego dnia po sesji, poszliśmy na spacer po promenadzie. W kiosku zobaczyliśmy wieczorne wydanie gazety. Na pierwszej stronie były zdjęcia zamordowanej rodziny. To była egzekucja mafijna na rodzinie, której członek pracował dla mafii. Posądzono go o zdradę, więc mafia zabiła całą jego rodzinę. Zgwałcili również kobietę w ciąży, poderżnęli jej gardło, przecięli brzuch i wyjęli płód. Całą masakrę ktoś sfotografował i opublikował. Tą gazetą były oblepione słupy, samochody, wszystko ku przestrodze dla lokalnej społeczności. Jak się potem dowiedziałem od Meksykanów, których poznałem, Acapulco ma gęstą siatkę przestępczą i tam generalnie nikt dziś już nie podróżuje. Kiedyś, w latach 70-tych, Acapulco było luksusowym kurortem. Teraz jest miejscem niebezpiecznym, do którego się nie jeździ.
traveLover: Ale to nie koniec tego wieczoru. Najlepsze było przed Tobą.
Piotr: Dokładnie. Dotarliśmy z ekipą na plażę, gdzie spacerowaliśmy wzdłuż oceanu. Przy wyjściu z plaży czekała na nas policja. Powiedzieli, że otrzymali donos od kogoś, że handlujemy narkotykami. Stwierdzili, że muszą nas zabrać na komisariat, bo mają 48 godzin na wyjaśnienie sprawy. Czekał nas pobyt w meksykańskim więzieniu, a następnego dnia mieliśmy samolot. Fart był taki, że miałem przy sobie kartę kredytową. Zainicjowałem temat zapłaty. Jeden policjant pojechał ze mną do bankomatu, pilnował, żeby nikt nie zauważył o co chodzi, po czym odwiózł mnie z powrotem na plażę do znajomych. Jak tylko wysiadłem z samochodu, szybko dałem im cynk, żeby uciekać.
traveLover: Jaka łapówka satysfakcjonowała meksykańską policję?
Piotr: Wypłaciłem w przeliczeniu na naszą walutę jakieś 2 tysiące złotych. Byliśmy wszyscy naprawdę wystraszeni. Policja przyjechała uzbrojona, wszędzie karabiny, granaty, wozy pancerne, wyglądało to profesjonalnie. Zrobili całą szopkę, żeby wyszło wiarygodnie. A że są skorumpowani, to zaaranżowali wszystko tak, by zmusić nas do zapłaty, co im się świetnie udało. I tu mam jedną dygresję!
traveLover: Słucham 🙂
Piotr: W podstawówce nie chodziłem na religię i tą godzinę spędzałem zawsze w bibliotece nad atlasem. Znalazłem wtedy na środku oceanu wyspę Rangiroa, należącą do Polinezji Francuskiej. Zamarzyłem, by tam pojechać, ponieważ wydawało mi się, że już dalej na świecie nie mogę być. Kolekcjonowałem też krzyżówki z palmą, wycinałem je z tygodników telewizyjnych. Do wygrania zawsze była wycieczka. Zbierałem te zdjęcia w segregatorach. Palma zawsze była w mojej świadomości symbolem raju. I właśnie Acapulco było w jednej z tych krzyżówek, w związku z czym byłem podekscytowany, że odhaczam kolejne marzenie z dzieciństwa. Niestety Acapulco okazało się dużym rozczarowaniem. Zastałem upadły, opustoszały kurort, trochę straszny, trochę dziwnym i bardzo brzydki.
traveLover: Moglibyśmy jeszcze długo skakać po mapie, ale powiedz proszę na koniec, jakie są Twoje najbliższe plany podróżnicze?
Piotr: Nie mam zaplanowanych podróży, ale mam marzenia, czyli Rangiroa, Wyspa Wielkanocna i Peru.
traveLover: A ja mam nadzieję, że opowiesz mi o tych miejscach po powrocie 🙂
*** Wszystkie zdjęcia z profesjonalnych sesji zostały udostępnione za zgodą Piotra Czaykowskiego.