Zastanawiacie się nad wakacyjnym wyjazdem nad Balaton? Przekonajcie się czy to hit, czy kit?
Kilka dni temu pierwszy raz w życiu dotarłam nad Balaton. Do tej pory kojarzył mi się on tylko z komunistyczną wersją wczasów na wypasie. Wielogodzinna wyprawa Fiatem, kremy Nivea w bagażniku i pola kempingowe zapełnione składanymi leżakami – oto wizja wakacji, którą miałam w głowie od zawsze. Po kilku dniach spędzonych w tym regionie, mam bardzo mieszane odczucia, dlatego napiszę Wam co mnie pozytywnie zaskoczyło, a co urzeczywistniło moje dotychczasowe wyobrażenia. Sami zdecydujcie, czy umieścić Balaton na mapie Waszych najbliższych wojaży.
HIT:
1.Balaton imponuje rozmiarem i kolorem
Balaton to największe jezioro w Europie Środkowej, o powierzchni prawie 600 km2! Węgrzy są niezmiernie dumni z takiej perełki i nazywają Balaton 'Węgierskim Morzem’. To miejsce spodoba się pewnie wszystkim tym, którzy lubią Mazury i kempingową atmosferę. Nad Balatonem, niemal w każdej miejscowości znajdują się pola kempingowe, a największym z nich jest Balaton Tourist. To właściwie 'sieciówka’, lokująca swoje domki wokół całego nabrzeża.
Turkus rozcieńczony mlekiem – tak określiłabym niezwykły kolor balatońskiej wody. W słoneczne dni tafla jeziora pięknie komponuje się z niebieskim niebem, a linię horyzontu przecinają białe żaglówki.
2. Balaton to dobre miejsce dla miłośników sportów wodnych
Balaton to jezioro ogromne, ale średnia głębokość wynosi tylko 3-4 metry, co sprawia, że akwen szybko się nagrzewa. Dlatego sezon zaczyna się już w czerwcu, a kończy dopiero w październiku. Węgierskie morze jest bardzo czyste i płytkie, dlatego stanowi raj dla miłośników windsurfingu, kitesurfingu, czy coraz modniejszego standup paddleboardingu. W wietrzne dni fale sięgają nawet do kilku metrów.
Oczywiście to co mnie urzekło najbardziej, to żeglowanie. Każdego roku na wody Balatonu wypływa ponad pięć tysięcy jachtów i żaglówek. Wiele portów i wypożyczalni sprzętu znajduje się wokół półwyspu Tihany – najdalej wysuniętego cypla w głąb jeziora.
3. Balaton pachnie lawendą
Do tej pory sądziłam, że purpurowe pola lawendy to wizytówka tylko francuskiej Prowansji. Okazuje się jednak, że klimat w tej części Węgier idealnie sprzyja uprawie lawendy. Węgrzy wykorzystują krzewy nie tylko do celów leczniczych, czy produkcji kosmetyków, ale także do jedzenia. Lawenda stanowi ciekawy dodatek do dań, deserów i sosów. Lokalne restauracje często ozdobione są kwiatami, a obowiązkowym suwenirem znad Balatonu jest mydło, czy woreczek pachnący lawendą.
Pola lawendowe najpiękniej mienią się odcieniami fioletu w połowie czerwca. Unoszący się nad krzewami zapach kwiatów jest niesamowicie intensywny. Jeśli chcecie sami poczuć ten aromat, najlepiej wybrać się do Parku Narodowego na półwyspie Tihany, którego część stanowią objęte ochroną purpurowe hektary.
KIT:
Węgierska kraina przaśności
W nadbalatońskich, komercyjnych miejscowościach króluje przaśność, w wydaniu, którego nie lubię. W parze z nią idzie często tandeta.
Jednym z największych i najpopularniejszych miast nad Balatonem jest Keszthely. Po całym dniu kąpieli wodnych i słonecznych, turyści przychodzą na główny deptak i molo, by zjeść, pospacerować i relaksować się do późnej nocy. Niestety, ale ta część Keszthely bije po oczach ilością kiczowatych budek, straganów i tanich atrakcji. Na początku promenady wyłaniają się budki z fast foodami, lodziarnie, bary, a dalej tandetne maszyny do gier. Na końcu stoi instalacja kiczowatego białego napisu: Keszthely. Nawet jeśli jest on inspirowany tym z Hollywood, to wykonany w nieudolnej wersji. Dmuchane zamki, komunistyczne instalacje na wodzie – to nie mnie nie kręci i moim zdaniem psuje estetykę miasta. Choć ktoś może dostrzegać w tym urok i sentyment. Generalnie region Balatonu przypomina nasz polski Bałtyk sprzed wielu lat. Takie Mielno w węgierskim wydaniu. Dopiero pisząc ten tekst, uświadomiłam sobie, że nie zrobiłam w Keszthely i pobliskich miejscowościach ani jednego zdjęcia. To chyba mówi samo za siebie…
Myślę, że przystanek nad Balatonem to dobry pomysł, żeby odpocząć dzień albo dwa nad pięknym jeziorem w trakcie samochodowej objazdówki po Bałkanach. Czy wybrałabym się tam na dwutygodniowe wakacje? Nie.