Zacznę o konkretów: As-Sawira to mój dotychczasowy numer jeden w Maroku. Mogę przyznać, że dopiero wizyta w tym miejscu, podczas mojej trzeciej podróży do Maroka, sprawiła że naprawdę zaczęłam lubić ten kraj. Jeśli marzycie o przyjemnym pożytkowaniu czasu nad oceanem, ale bez intensywnego zwiedzania, to As-Sawira jest dla Was!
AS-SAWIRA W STYLU SLOW
Po głośnym Marakeszu pełnym natrętnych sprzedawców pojechaliśmy nad Atlantyk z nadzieją na spokój i odpoczynek. Zamierzaliśmy od początku naładować baterie, wyspać się, nadrobić książkowe zaległości, spacerować i jeść marokańskie przysmaki. Tak też się stało. Ale gdyby nie sprzyjająca atmosfera As-Sawiry, pewnie nie mielibyśmy takiej szansy. W przeciwieństwie do Marakeszu, nikt nie ciągnął nas za rękę, nie kazał płacić za spojrzenia, nie było także wielu turystów (spędzaliśmy w Maroku Boże Narodzenie). Roiło się za to od przestrzeni (szczególnie na szerokiej plaży), lokalnej sztuki i rzemiosła. As Sawira ukoiła chaos po Marakeszu i podarowała nam święty spokój. Być może w miesiącach wakacyjnych dzieje się tutaj szaleństwo. Tego nie wiem. Natomiast polecam As-Sawirę poza sezonem.
AS-SAWIRA – CO ZOBACZYĆ?
Nie będę rozpisywać, tak jak mam to w zwyczaju, planu zwiedzania i rozpiski dzień po dniu. As Sawira to nie miejsce na intensywne zwiedzanie od punktu A do punktu B. Chociaż podobnie jak Marakesz, to dobra baza wypadowa na pustynię, czy wycieczki. Na starym mieście nie brakuje ofert jednodniowych albo dłuższych, zorganizowanych wypadów. Najbardziej klimatyczną częścią miasta jest Medina (tak nazywa się stare dzielnice arabskich miast) pełna kolorowych suków, otoczona murami liczącymi ponad 250 lat. W 2001 roku zabytkowa Medina została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Uważam, że najlepiej zatrzymać się właśnie na terenie Mediny albo tuż nieopodal jej murów. Podczas naszego pobytu 3 razy zmieniliśmy nocleg, ale ten trzeci okazał się strzałem w dziesiątkę. O tym jednak za chwilę. Lokalizacja w Medinie jest o tyle korzystna, że wszystko będziecie mieć pod nosem, kilka kroków do plaży, portu, uliczek pełnych rękodzieła, suków także z jedzeniem, przyprawami czy biżuterią, galerii sztuki, no i oczywiście knajpek z lokalnym jedzeniem. As Sawira położona jest nad samym oceanem. Miejscowość słynie z silnych wiatrów przez cały rok, czym ściąga do siebie kitesurferów i surferów z całego świata. Faktycznie fale są tak silne i spektakularne, że nie przypominam sobie, bym poza zimą w Brazylii gdziekolwiek widziała tak wzburzoną wodę. As Sawira to także główny ośrodek rybacki w Maroku, świeżej ryby tu nie brakuje, ale o tym dalej.
NOCLEG W AS-SAWIRZE – TRADYCYJNY RIAD
Podczas podróży po Maroku polecam Wam zarezerwowanie noclegu w riadzie. Riad to typowy tradycyjny marokański dom z wewnętrznym ogrodem lub dziedzińcem. Niegdyś mieszkali tu najbogatsi mieszkańcy. Riady w swojej budowie były skierowane do wewnątrz, okna i otwarta przestrzeń skupia się w środku konstrukcji, a nie od strony ulicy. To pozwalało nie tylko na ochronę przed upałami, ale przede wszystkim na prywatność rodziny, szczególnie na swobodę arabskich kobiet. Moda na riady wśród turystów w ostatnich latach spowodowała falę renowacji głównie w Marakeszu oraz As-Sawirze. Budynkom przywrócono świetność, powstały w nich hotele, restauracje, wiele z nich zostało wykupionych przez cudzoziemców. Noc w riadzie ma swój niepowtarzalny klimat, to trochę jak wchodzenie z ciasnej uliczki i przejście zupełnie do innego świata, którego z zewnątrz nikt się nie spodziewa.
Po dwóch hostelowych strzałach niegodnych rekomendacji trafiliśmy do fantastycznego marokańskiego riadu. Nie był niskobudżetowy, jak to u nas zazwyczaj, ale jak wiadomo, balans musi być, więc na święta strzeliliśmy trochę luksusu. Było warto. Hotel Suite Azur to eklektyczny riad w samym sercu wąskich uliczek, z ogromnym kilkupoziomowym tarasem. Właściciel sześć lat odremontowywał ruiny starego domu, by stworzyć w tej przestrzeni oryginalny hotel łączący ze sobą elementy tradycyjnego, marokańskiego wystroju z nowoczesnym, pełnym sztuki współczesnej dizajnu. Hotel Suite Azur znajdziecie na Bookingu, ale także na Instagramie (profil nazywa się @suite_azur_hotel)
MIEJSCA, KTÓRE POLECAM:
- Salut Maroc – genialne miejsce z fantastycznym dizajnem, typowo marokańskim oraz knajpką na dachu ze spektakularnym widokiem na Ocean Atlantycki. Salut Maroc to XVIII-wieczny riad, oferujący kilkanaście sypialni dla gości. Oczywiście znajdziecie go w ofercie Bookingu. Jeśli jednak nie chcecie traktować tego miejsca jako bazę noclegową, polecam wpaść na taras chociaż na marokańską whisky, czyli herbatę z miętą.
- M Beach – to kolejna sztosowa miejscówka na relaks. Nie jest tania w porównaniu do innych miejsc, ale wygrywa lokalizacją i komfortem. Polecam tam wpaść na drinka albo sok, by na wygodnych kapanach z palet i poduch położyć się i podziwiać ocean. Bar znajduje się przy samej plaży, na głównej promenadzie, kilka kroków od portu i bramy Mediny.
- II Mare – to kolejna restauracja na tarasie, wśród uliczek starej dzielnicy miasta. Wyróżnia ją widok, towarzyszący podczas jedzenia i fakt dostępności w menu alkoholu. Jak na muzułmański kraj przystało, w Medinie nie znajdziecie łatwo alkoholu, ani barów z piwem czy winem. Jak zapytacie miejscowych, to szepną Wam gdzie możecie napić się zimnego piwka. Jednym z takich miejsc jest właśnie II Mare. Ceny za piwo to 40-50 dirhamów, czyli 16 – 20 zł.
CO ZJEŚĆ?
W As Sawirze znajdziecie wszystko co typowe dla marokańskiej kuchni, a ze względu na dostęp do oceanu i rybołóstwo dorzucam do tego świeżą rybę i owoce morza.
- Codziennie przy porcie działa targ rybny, gdzie świeżutką rybę i owoce morza przygotowuje się od ręki. Nie są to żadne wykwintne restauracje, raczej drewniane ławy z obursem z ceraty. Za to klimat i smak niepowtarzalne!
- Tażin – te potrawę zjecie w Maroku wszędzie! Tażin to nazwa zarówno tradycyjnego marokańskiego dania, jak i glinianego naczynia, w którym się je przygotowuje. Pod stożkową pokrywą kryje się zazwyczaj duszone mięso (jagnięcina, baranina, wołowina, kurczak) z warzywami (marchew, cukinia, ziemniak) i suszonymi owocami (figi, morele, daktyle), czasami także dodaje się kuskus. Można oczywiście zamówić tażin w różnych wersjach, ja preferuję opcję wegetariańską z dodatkiem suszonych owoców.
- Harira – uwielbiam! Wprawdzie wszędzie smakuje inaczej, ale z odrobiną chilii zawsze dobra! Harira to tradycyjna zupa m.in. z ciecierzycy i soczewicy, doprawiana takimi przyprawami jak szafran, kolendra, chilii. Ma działanie rozgrzewające i wzmacniające. Muzułmanie spożywają duże ilości hariry po ramadanie, by wzmocnić organizm. Harirę znajdziecie w każdym niemal menu w cenie od 5 – 50 dirhamów (2 zł – 20 zł) w zależności od standardu knajpy.
- Kuskus – nie jestem fanką, ale kuskus z warzywami, suszonymi owocami i mięsem również zjecie na każdym rogu, nie tylko w As Sawirze, ale w całym Maroku.
- Marokańska whisky – mocna nazwa to prowokacja :). W rzeczywistości moroccan whisky to herbata z miętą, którą pije się w Maroku na potęgę, zazwyczaj z ogromną ilością cukru. Herbatę serwuje się w małym dzbanuszki i z odpowiedniej wysokości nalewa się ją do szklanych literatek (można je kupić na pamiątkę). Ponoć najlepsze interesy w Maroku ubija się przy szklaneczce herbatki z mietą.
- Khobz – czyli marokański chleb podaje się do większości potraw. Można go kupić na każdym suku, a na uliczkach widok pojedynczych sprzedawców chleba nie należy do rzadkości. Wielokrotnie widziałam, że mieszkańcy rwali chleb i popijali herbatą bez żadnych dodatków. Khobz ułatwia także jedzenie rękoma i pomaga w nabieraniu pokarmu z tażinu.
MOJE TIPY:
- PAMIĄTKI: Jeśli zastanawiacie się co kupić w As Sawirze albo generalnie w Maroku, to polecam lokalne rękodzieło (piękne gliniane, ręcznie malowane misy, dzbany, tażiny), dywany, popularne w Maroku pantofle, torby, przyprawy (kumin, szafran), słodycze lokalne (na bazie miodu, migdałów i orzechów), a także olej arganowy. Drzewo arganowe to endemit. W Maroku rośnie ponad 20 milionów drzew arganowych. Olej arganowy służy do pielęgnacji skóry, włosów, cery. Świetne są także naturalne, arganowe mydła.
- WIATR: Ze względu na silny wiatr, typowy dla As-Sawiry (ma on nawet swoją nazwę „alizee”) polecam zabrać cienką czapkę, opaskę, czy turban. Warto o tym pomyśleć jeśli wybieracie się w podróż z dziećmi albo macie problem z uchem.
- TARGOWANIE SIĘ: Na sukach sugeruję się targować, niektóre ceny są mocno przesadzone. Dla przykładu podam mój zakup pledu na kanapę. Sprzedawca chciał wygórowaną cenę 350 dirhamów, czyli 140 zł, a finalnie sprzedał mi go za 120 dirhamów, czyli 47 zł.
- UBIÓR: W przeciwieństwie do Marakeszu, gdzie czułam się osaczona i nie pozwalałam sobie na krótsze nogawki niż za kolano, w As Sawirze panowała swoboda. Spakowałam ze sobą szorty, nim jednak w nich wyszłam na ulicę, zapytałam pracownika hotelu, czy moje odkryte nogi są niestosowne w tym mieście. „Feel free” odpowiedział i tak też się czułam. Nie widziałam na sobie wrogich spojrzeń innych kobiet.
W kolejnych tekstach przygotuję dla Was budżet oraz przewodnik po Marakeszu.
Enjoy! 🙂