Dacie wiarę? Zapraszam Was na niezwykłą podróż z Michałem Pirógiem! Lepiej przygotujcie sobie poduszkę albo miśka, zanim zaczniecie czytać ten wywiad! W komfortowej sytuacji są ci, którzy mogą właśnie wytulić swoje psa albo kota. Obawiam się również, że znajdą się śmiałkowie, którzy zaczną pakować się do Australii…
traveLover: Czyli to nie żart? Jedziesz do Australii opiekować się zwierzętami?
Michał Piróg: To nie żart! Ale muszę Ci powiedzieć jak to było, od początku. Australia od dziecka była moim marzeniem, które spełniło się dopiero w 2015 roku. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałem będąc sześciolatkiem. Australia jest absolutnie cudowna. Budzisz się rano z arami na tarasie, pływasz na plaży z delfinami, siedzisz sobie na piasku z pingwinami, a w międzyczasie masz kontakt z misiami koala albo kangurami, które są cudowne…
MP: …aż tu nagle okazało się, że właśnie w Australii w sierocińcu dla dzikich zwierząt pracuje moja znajoma, z którą już kilka lat temu rozmawiałem o współpracy w podobnym ośrodku w Afryce. Tym razem temat powrócił w Australii. Zapytała mnie czy nadal jestem zainteresowany wyjazdem. ” Oczywiście, że jestem zainteresowany” – odpowiedziałem.
traveLover: Czad! Brzmi jak spełnienie marzeń!
MP: Tak! Choć w rzeczywistości wygląda to trochę inaczej, niż pewnie sobie wyobrażasz. W ośrodku mieszkają nie tylko słodkie koala i kangury. Owszem, przebywają tam cudowne, miłe, czasami trochę nadpobudliwe stworzenia, ale również jedne z najgroźniejszych na świecie. Jednym słowem jest tam wszystko – od małych rekinów, płaszczek, krokodyli, poprzez cudowne misie koala, czy delfiny.
t: Na czym dokładnie polega praca wolontariusza w takim ośrodku?
MP: Po pierwsze do sierocińca trafiają zwierzęta, które z jakiś powodów zostały oddzielone od stada, zgubiły się, zostały zranione i same nie są w stanie sobie poradzić. Trzeba z nimi tak pracować, by mogły łatwo wrócić do swojego środowiska naturalnego. To znaczy, że nie wolno ich udomawiać!
t: To znaczy, że nie wolno ich przytulać i budować relacji?
MP: Nie możesz budować więzi, to prawda. W ośrodku zasady są takie, że np. nie tulisz się do misia, bo jest ładny, tylko są określone sposoby, jak takiego misia przenosić. Możesz go tylko i wyłącznie dotykać pod tylnymi łapami, w okolicach tyłka, dlatego, że zapach ludzki przeniesiony na sierść w każdą inną część jego ciała spowoduje odtrącenie przez inne zwierzęta. Więc dotyka się ich jak najmniej.
t: Jestem zawiedziona, już chciałam się pakować : ) Nie mogę mieć buldoga francuskiego, to chociaż misie koala bym wytuliła… : )
MP: Na szczęście z kangurami jest trochę inaczej : ) Kangury się bardzo asymilują, są otwarte na ludzi, do tego stopnia, że jak coś im się nie podoba, to są w stanie stanąć do solówki z człowiekiem : ).
MP: Praca z każdym zwierzakiem jest trochę inna. Jeśli opiekujesz się maluchami, to np. dokarmiasz je, podajesz kroplówki, czasami potrzebna jest rehabilitacja. Oczywiście to nie są wakacje, bo w rzeczywistości to ciężka praca. Podczas dyżuru, czasami przez 24 godziny, sprawdzasz czy nic złego się nie dzieje, robisz obchody, badania. Ale właśnie to jest super!
t: Każdy może zostać opiekunem dzikich zwierząt?
MP: Głównym kryterium są przede wszystkim dobre chęci oraz kilka wolnych miesięcy, żeby wyjechać z Polski, bez braku oczekiwań, że na tym zarobisz. To jest wolontariat. Wygląda to w ten sposób, że dostajesz mieszkanie, za które nie płacisz, wyżywienie i minimalne kieszonkowe. Tak naprawdę w zamian za tę pracę dostajesz satysfakcję i cudowne miejsce do życia. Ja planuję wyjazd w północno-wschodnią część Australii, w okolice Brisbane. Ludzie płacą grube pieniądze, żeby tam pojechać, poczuć bliskość natury, a ty możesz połączyć jedno z drugim, przyjemne z pożytecznym.
t: To piękne spełniać marzenia drzemiące w nas od dziecka. One są zawsze takie idylliczne i wyczekane. Jednak czy wyjazd na tym etapie Twojego życia, to też poniekąd chęć wyrwania się na chwilę z Polski? Potrzebujesz odpoczynku od pracy, szybkiego tempa, mediów?
MP: Nie, to po prostu moje marzenie i chce je w końcu spełnić. Czuję taką potrzebę. Widzisz te wszystkie małe zwierzęta, które są pierdołowate i wiesz, że bez ludzi sobie nie poradzą. Natura jest na tyle brutalna, że jeżeli nie nadążasz za stadem to cię zostawiają. I albo to zwierzę umiera albo człowiek mu pomaga wrócić do ekosystemu. Wspominałem, że już kiedyś miałem okazję wyjechać do Afryki, ale spękałem i wybrałem inną pracę, zaspakającą jakieś moje inne ambicje zawodowe. Teraz próbuję ogarnąć to tak, żeby zrobić to na co mam ochotę, a potem dalej móc pracować.
DRZEMKA NA SKAŁACH, WHY NOT?
t: Wróćmy jeszcze na chwilę do Twojej pierwszej podróży do Australii. Ty jesteś człowiekiem, który zawsze ma baaaardzo dużo przygód, zatem proszę o najfajniejsze wspomnienia i miejsca godne polecenia: )
MP: W Australii spędziłem nieco ponad miesiąc, co oczywiście jest niewystarczające. Poleciałem do Sydney, ale w planach miałem także Nową Zelandię. U mnie zecydowanie wygrywa spontaniczność i ona wygrała czwartego dnia pobytu. Zacząłem się wspinać na klifach na Bondi Beach w Sydney i niestety trochę się uszkodziłem. Zamiast podróżować codziennie gdzie indziej, to chodziłem na rehabilitację. Mimo to, starałem się zwiedzić jak najwięcej. Na pewno miejscem godnym polecenia są Góry Błękitne, leżące tuż obok Sydney (czyt. chwila jazdy szybkim pociągiem, nie mówimy o polskich standardach). Tamtejsza przyroda jest niesamowita, dlatego, że jest tak zupełnie inna od tej, którą znamy. To jest prawdziwa natura… to nie jest las podmiejski, do którego idziemy na grzyby, tylko to jest miejsce, w którym wszystko jest dziewicze, nie ma cywilizacji. Jeśli spóźnisz się na ostatnią kolejkę, to śpisz w buszu, w którym zje cię wszystko wszędzie. Nawet jeśli oprzesz się o drzewo, to możesz się już nigdy od niego nie odkleić.
t: Nigdy nie byłam w Australii, ale poznałam wielu Australijczyków w różnych zakątkach świata. Podoba mi się w nich to (poza stylówką, dłuższymi włosami i tym, że umieją surfować), że zawsze mówią o swoim kraju w samych superlatywach. Uważają, że Australia jest najpiękniejsza i najlepsza do życia. Czy Australijczycy doceniają też tę naturę, którą zachwycają się obcokrajowcy?
SYDNEY W OBIEKTYWIE MICHAŁA
MP: Australijczycy są bardzo świadomi takich zagadnień jak ochrona zwierząt. Panuje duże poszanowanie dla natury i zwierzęta faktycznie lgną tam do ludzi. Gdyby działa im się krzywda, to tak chętnie nie zbliżałyby się do nas. W Sydney mieszkałem blisko parku przy Elizabeth Street. Zwierzęta przychodziły do nas, gdy były głodne. Jeśli raz im dasz jedzenie, a za drugim i trzecim niczym ich nie poczęstujesz, to za czwartym razem po prostu wchodzą ci do domu, by upomnieć się o swoje. To też świadczy o tym, że Australijczycy nie mają złego nastawienia do zwierząt i świetnie z nimi koegzystują. Na Manly Beach w Sydney ludzie przyjeżdżają na plażę, a pomiędzy sklepikami chodzą pingwiny. Obowiązuje tam ograniczenie do 30 km/h, ponieważ pingwiny nie respektują czerwonego światła.
t: Od kiedy temat ochrony zwierząt jest Ci tak bliski i dlaczego?
MP: Zwierzęta są dla mnie ważne od wielu, wielu lat. Dawno temu, gdy rozpocząłem współpracę z Greenpeacem i WWF, zaangażowałem się w projekty dotyczące ochrony gatunków zagrożonych. Mam taką świadomość, że jeżeli dopuścimy do wyniszczenia poszczególnych gatunków, to po pierwsze zabieramy coś co było elementarną częścią tego świata i coś co jest świadectwem jego bogactwa. Poza tym to ma wpływ na całą naturę, zwierzęta przecież same się regulują. Nie chciałbym, żebyśmy niektóre gatunki mogli oglądać za parę lat tylko w zoo. Musimy chronić zwierzęta. Jesteśmy im to winni, bo zabraliśmy im naturalną przestrzeń do życia.
t: Jeśli ktoś chciałby zostać wolontariuszem w australijskim sierocińcu dla zwierząt, to co powinien zrobić?
MP: Ośrodek, do którego chcę pojechać znajduje się blisko miasta Brisbane. (Tu jeden z nich KLIK>>https://www.onarr.org.au ). Na pewno takie wolontariaty są także w zachodniej stronie Australii, w okolicach Perth. Bardzo często ośrodki dla zwierząt publikują ogłoszenia dla wolontariuszy. Najlepiej szukać w następujący sposób: wybierasz kraj, do którego chciałabyś pojechać, potem szukasz konkretnego regionu, wpisujesz w google i wyświetlają się przeróżne ośrodki, sierocińce, szpitale dla dzikich zwierząt w danym regionie. Znajdujesz ośrodek, który cię interesuje i piszesz maila. Prosta sprawa! : ) Najlepiej wpisywać w wyszukiwarki nazwy regionów albo największego pobliskiego miasta. Te oferty oczywiście pojawiają się nie tylko na stronach australijskich sierocińców. Jest masa podobnych ofert np. w Nowej Zelandii, czy na Madagaskarze.
t: Masz już konkretną datę wyjazdu?
MP: Zobaczymy jak mi się uda wszystko ogarnąć, ale planuję wyjazd jeszcze w tym roku.