Zarabiają 200 dolarów miesięcznie. Jednak bieda nie wyklucza radości życia, jaką mają zapisaną w genach. Jak wygląda życie poza kurortem? Czy dominikańska szkoła ma coś wspólnego z polską? Zapraszam na podróż po rzeczywistości, która raczej nie przypomina rajskiej pocztówki…
…choć bywa barwna i zaskakująca.
W poprzednich tekstach o Dominikanie, zachęcałam Was do podróżowania na własną rękę, by przekonać się, że prawdziwa Dominikana zaczyna się poza najpopularniejszym kurortem, czyli Punta Caną.
DOMINIKANA: OBJAZDÓWKA NA WŁASNĄ RĘKĘ
DOMINIKANA: TO NIE JEST KRAJ DLA BACKPACKERÓW?
WYSPA SAONA: JEDNO Z NAJPIĘKNIEJSZYCH MIEJSC NA ZIEMI
Podczas mojej podróży miałam kontakt głównie z lokalsami. Jedzenie kupowałam na bazarkach albo od ulicznych sprzedawców, posiłki zamawiałam w jadłodajniach dla miejscowych, zwanych comedor (czyt. komedor), przemieszczałam się autobusami i guagua, spałam w hostelach i home stay’ach.. Udało mi się również zajrzeć do dominikańskiej szkoły. Te wszystkie doświadczenia i obserwacje pozwoliły mi bardzo polubić Dominikańczyków, którzy mimo skromnego życia, potrafią się uśmiechać i iść przez codzienność tanecznym krokiem.
ILE ZARABIAJĄ DOMINIKAŃCZYCY I Z CZEGO ŻYJĄ?
Minimalne miesięczne wynagrodzenie Dominikańczyka to 9000 peso, czyli niecałe 200 dolarów. W przeliczeniu na naszą walutę wychodzi niecałe 730 złotych.
Po pierwsze turystyka.
Aż strach pomyśleć, jakim wrakiem byłby dominikański budżet, gdyby nie około 5 milionów turystów każdego roku. Średnio jeden turysta zostawia podczas urlopu na wyspie ok. 1000 dolarów. Największą skarbonką są kurorty Punta Cana i Puerto Plata, do których przyjeżdżają głównie hojni Amerykanie.
Po drugie rolnictwo.
Półwysep Samana, na którym spędziłam najwięcej czasu nazywany jest Krainą Kokosa. Rośnie tu aż 19 milionów palm. Jak się pewnie domyślacie, większość mieszkańców pracuje na plantacjach. Rolnictwo poza turystyką, to sektor napędzający dominikańską koniunkturę. Uprawia się tu również kawę, trzcinę cukrową, tytoń, owoce i ryż. Większość upraw po odpowiedniej obróbce trafia na eksport. Część dominikańskich rodzin żyje również z rybołówstwa oraz hodowli zwierząt.
Po trzecie narkotyki.
Nie można pominąć prężnie działającej szarej strefy. Dominikana to ważny punkt przerzutowy kokainy między Ameryką Północną, a Ameryką Południową. Dlatego handel narkotykami i korupcja, to chleb powszedni w tej karaibskiej perełce. Niestety Polacy również zaistnieli na jej przemytniczej liście. Np. w 2011 roku zatrzymano Polaka, który przemycał do Europy narkotyki w żołądku, a w 2013 roku CBŚ rozbiło polski gang wysyłający rodaków na przemyt na Dominikanę.
JAK WYGLĄDA DOMINIKAŃSKA SZKOŁA?
Codziennie przechodząc główną ulicą w wiosce Las Terrenas, mijałam szkołę podstawową. Za kolorowym murem, niepamiętającym już zapachu świeżej farby, przemykały głowy pełne koralików i warkoczyków. Przez szpary podniszczonego muru widziałam roześmiane gromadki dzieci w jednakowych uniformach, żwawo biegające po podwórku. Ich schludny wygląd budził poczucie porządku i dyscypliny, w tym ulicznym gwarze. Jak wygląda szkoła po drugiej stronie muru?
Z zewnątrz widziałam małe okna i niewielki budynek. „Jak one wszystkie się tam mieszczą” – pomyślałam. Zawsze biorę ze sobą w podróż legitymację dziennikarską. Postanowiłam i tym razem pójść za reporterskim instynktem. Prosząc panią w kąciku przy wejściu (marna wersja sekretariatu) spytałam, czy mogę się rozejrzeć i porozmawiać podczas przerwy z nauczycielem. Łamanym angielskiem i bujną gestykulacją udało mi się zgłębić kilka interesujących mnie kwestii.
PIERWSZE ZŁE WRAŻENIE
„Jak tu ciemno” – pomyślałam wchodząc przez klaustrofobiczny korytarz. Sale lekcyjne przypominały raczej ciemne klitki z małymi oknami, bez wystarczającego oświetlenia. Jak w takiej ciemnicy można pisać w zeszycie albo uczyć się czytać?
Spojrzałam na prymitywne, maleńkie, drewniane ławki. Na przybrudzonych ścianach wisiały plansze i tablice. Zaczęłam żałować, że nie przywiozłam żadnych przyborów do pisania i zeszytów. Lecąc na Karaiby z plecakiem podręcznym było to trudne. Dlatego jeśli ktoś z Was wybiera się z większym bagażem i ma ochotę wesprzeć dzieci z Dominikany, to wiedzcie, że każde przybory szkolne i pomoce dydaktyczne się przydadzą!
Pierwsze, o co zapytałam, to o lekcje angielskiego. Byłam ciekawa jak przebiega nauka języków obcych, skoro podczas całego pobytu spotkałam zaledwie kilka osób mówiących po angielsku.
– Nauczycieli angielskiego jest niewielu. Są zatrudniania dodatkowo, a nie na stałe. Uczniowie albo poznają tylko podstawy języka angielskiego albo mogą przyjść na pozalekcyjne zajęcia dodatkowe. Tu nikt nie przywiązuje do angielskiego szczególnej wagi. – powiedziała jedna z nauczycielek.
W Republice Dominikany edukacja na poziomie podstawowym jest bezpłatna i obowiązkowa dla dzieci w wieku od 6. do 14. roku życia. Podstawówka trwa osiem lat. Podobnie jak w Polsce dzieci uczą się przez 10 miesięcy w roku. Szkoła średnia jest również finansowana przez państwo, ale nie ma obowiązku uczęszczania do niej. Teoretycznie można zakończyć edukację w wieku 14 lat.
Widok uśmiechniętych beztrosko dzieci, w otoczeniu przybrudzonych i prymitywnych sprzętów, to smutny obrazek. Czy tak jest w całym kraju? Znalazłam w Internecie kilka anglojęzycznych publikacji, z których wynika, że choć w ostatnich latach poziom nauczania i kompetencje nauczycieli zwiększyły się, nadal nie jest najlepiej. Szkoły publiczne są często przepełnione, brakuje w nich podręczników i sprzętów. Budynki często mają złe oświetlenie, popękane ściany i inne uszkodzenia. Wiele szkół na obszarach wiejskich uczy tylko do poziomu szóstej klasy. Prywatne – lepsze szkoły, służą uczniom z wyższej klasy średniej.
DOMINIKAŃSKI DOM
Domy, które widziałam w różnych wioskach i miasteczkach były nawet nie skromne. Były ubogie. Niektóre skrajnie. Kolorowe budy zlepione z różnych desek i dykt wyglądały tak niestabilne, że aż niemożliwy wydawał się fakt, że te konstrukcje są w stanie przetrwać sezonowe huragany. Na moje oko, podmuch przeciętnego, jesiennego wiatru mógł zrównać dom z ziemią. Mój partner śmiał się, że żyjąc na Dominikanie, musiałabym zapomnieć o spektakularnym trzaskaniu drzwiami, kiedy jestem wkurzona. Mimo, że domy pozostawały wiele do życzenia, często jadaliśmy u kobiet, które gotowały dla mieszkańców. Choć na zewnątrz chaos i miszmasz, a w środku brudny tłuszcz, jedzenie które przyrządzały było pyszne, a talerze czyste.
PRAWDZIWE ŻYCIE TO NIE RAJSKA POCZTÓWKA
Życie na Dominikanie nie jest łatwe. Płynie swoim własnym tempem i na innych zasadach. To co zapamiętałam najbardziej, to ludzie – uśmiechnięci, ekstrawertyczni, temperamentni i roztańczeni. Dominikańczycy mają muzykę we krwi. Nawet przejeżdżający samochód z głośno nastawionym radiem porywa ich do tańca. Tańczą wszędzie, w sklepie, na lotnisku, na przystanku. Mimo, że niewiele mają potrafią się cieszyć… I tego powinniśmy się od nich uczyć…