Takiej rozmowy na traveLover jeszcze nie było! Zeszła na zupełnie inne tory, niż planowałam. Dała dużo powodów do myślenia, nie tylko na temat podróży, których się spodziewacie. Zapraszam na rozmowę z Kasią Olubińską – dziennikarką „Dzień Dobry TVN” oraz autorką bloga i książki „Bóg w wielkim mieście”.
Kasia od dawna znana jest widzom programu „Dzień dobry TVN”. Od niespełna trzech lat prowadzi bloga BÓG W WIELKIM MIEŚCIE, a w ubiegłym roku wydała, cieszącą się ogromną popularnością, książkę o tym samym tytule. Poza tym uwielbia podróże, jednak od pewnego czasu wybiera trochę inne szlaki…
traveLover: Kasiu, miałyśmy się spotkać już kilka razy, ale wciąż coś nam wypadało. Gdy zobaczyłam ostatnio Twoje zdjęcie z nowojorskiego Manhattanu stwierdziłam, że teraz to już nie odpuszczę! 🙂 W końcu odwiedziłaś ojczyznę „Seksu w wielkim mieście”, a przecież do tego serialu nawiązuje nazwa Twojego bloga i książki „Bóg w wielkim mieście”.
Kasia Olubińska: Uśmiechałam się sama do siebie, że niecałe trzy lata po tym jak powstał blog, wylądowałam właśnie w Nowym Jorku z moją książką – moim dzieckiem. Już nie musiałam się przyglądać temu miastu przez ekran telewizora. Do Stanów poleciałam tuż przed Bożym Narodzeniem. Znalazłam się w środku przedświątecznej gonitwy, sklepowe wystawy kusiły przepychem, mijałam na ulicy niezwykle eleganckich ludzi, wieczorami piłam drinki w pięknych restauracjach ze znajomymi. Było dokładnie w takich sceneriach jak z „Seksu w wielkim mieście”. Cieszyłam się, że spełniło się moje marzenie, że mogę tego wszystkiego doświadczyć. Ale także przeżyłam tę podróż na mój własny i wyjątkowy sposób. Pojechałam do Nowego Jorku w momencie mojego życia, w którym byłam bardzo szczęśliwa. Miałam pozytywne nastawienie, czekały mnie tam przyjemne rzeczy. To był oddech po pracowitym roku, wielu intensywnych miesiącach spotkań autorskich w Polsce. Nowy Jork był taką chwilą wytchnienia i nagrodą dla mnie.
traveLover: Spokój to ostatnie słowo, jakie kojarzy mi się z Nowym Jorkiem. Czy w tym wielkim mieście w ogóle możliwa jest duchowa podróż?
Kasia: Kiedyś myślałam o Nowym Jorku stereotypowo, jak o mieście, w którym nic duchowego na mnie nie czeka. A jednak! Gdy tylko dotarłam do hotelu na Times Square, wjechałam na czterdzieste piąte piętro, spojrzałam na widok z okna i zauważyłam pośród wieżowców mały kościółek. Pomyślałam, że Pan Bóg się do mnie uśmiecha i wszędzie daje o sobie znać. Przeżyłam w Nowym Jorku masę nieoczekiwanych spotkań, także wiele rozmów, wzruszających momentów z czytelnikami mojej książki. Ludzie w Nowym Jorku mówili mi o swojej tęsknocie za Panem Bogiem, stawiali wiele ważnych pytań. Nowy Jork to kolorowe miasto z pełną paletą odcieni, tak samo jest z naszym życiem. Serial „Seks w wielkim mieście” jest dla mnie przenośnią współczesności – wielkich marzeń jakie mamy, wielkich możliwości, a z drugiej strony tego, że szczęścia i miłości nie da się kupić. Czasami pełni pozorów, pod przykryciem masek, czujemy się bardzo samotni.
traveLover: Muszę zadać bardzo praktyczne pytanie. Gdy zastanawiam się, co zobaczyć w Nowym Jorku, ciśnie mi się na usta jedna odpowiedz: Wszystko! Podpowiedz, jak zrobić sensowną selekcję atrakcji i gdzie koniecznie pójść.
Kasia: Trudno odpowiedzieć, bo to zależy od tego, co kogo interesuje. Dla jednego ważne są muzea i sztuka, inni przyjeżdżają na zakupy. Dla mnie to był miks, doświadczyłam wszystkiego po trochu. Był czas dla przyjaciół, na wywiady i rozmowy z czytelnikami. Bardzo lubię zwiedzać miasta pieszo, więc zaliczyłam długie spacery. Zobaczyłam Times Square, Central Park, Rockefeller Center, punkty widokowe, słynną Piątą Aleję – to na pewno miejsca, w których być trzeba, planując pobyt w Nowym Jorku. Zrobiłam także świąteczne zakupy. Przywiozłam prezenty dla bliskich. Koleżankom kupiłam bardzo seksowne prezenty, takie jak bielizna, szminki, błyszczyki :).
traveLover: Apropos zakupów! Nie wiem, czy pamiętasz, ale kilka lat temu, gdy pracowałyśmy razem na planie programu „Dzień Dobry TVN”, poszłyśmy zapakować rzeczy do samochodu. Otworzyłaś bagażnik i zobaczyłam Twoją płócienną torbę z nadrukiem w stylu: Bóg jest dobry. To było na długo przed blogiem i książką „Bóg w wielkim mieście”. Wówczas nie mówiłaś jeszcze głośno o swojej wierze. Zapytałam więc o nią, a Ty odpowiedziałaś pół żartem, pół serio, że kiedyś byłaś ładną panią z telewizji, dla której liczyła się kolejna para szpilek i nowa torebka Louis Vuitton. Teraz ważne jest coś więcej, coś innego.
Kasia: Moja historia przedstawia losy dziewczyny, która przyjeżdża do stolicy z małego miasta, za to z wielkimi marzeniami. Stara się ciężką pracą osiągnąć swoje marzenia i w końcu jej się to udaje. Osiągnęłam swój sukces, otaczałam się pięknymi przedmiotami, ale w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że to nie wszystko. Najzwyczajniej nie dało mi to szczęścia. Pojawiła się we mnie tęsknota za Bogiem, jakaś taka pustka, której nie umiałam zapełnić. Ludzie z którymi rozmawiam opowiadają mi o tym samym. Chociażby Modest Amaro, który zdobył gwiazdkę Michelina, ma piękną rodzinę, wspaniałą karierę, pieniądze, uznanie, może pojechać w najdalsze zakątki świata… I właśnie będąc na jednej z rajskich wysp ze swoją żoną doszli do tego, że tęsknią za Bogiem. A wracając do Twojego pytania – dla mnie nie ma nic złego w pięknych przedmiotach, w kolejnych parach butów, w przepychu na wystawach Nowego Jorku. Ja nadal lubię buty, torebki, sprawia mi to przyjemność, ale dziś po prostu wiem, że to nie wszystko. Często jest tak i tak było ze mną, że próbujemy tymi zakupami, przesadnym dbaniem o siebie, kupić sobie jakieś spełnienie, zrekompensować niepewność, kompleksy. Ale taką prawdziwą wolność serca dają dopiero poukładane relacje. Bez tego makijaż i buty to droga do nikąd. Dla mnie drogą do szczęścia, do odkrywania kim jestem i budowania relacji jest wiara.
traveLover: „Bóg w wielkim mieście” spowodował efekt kuli śnieżnej. Moim zdaniem najfajniejsze było w tym właśnie to, że ta atrakcyjna blondynka z telewizora, zawsze ładnie ubrana, profesjonalnie umalowana, zaczyna mówić głośno o modlitwie, chodzi do kościoła, nie wstydzi się wyciągnąć różańca w metrze. Zaczęłaś rozmawiać o wierze ze znanymi ludźmi. Na blogu opisałaś m.in. spotkanie z Sebastianem Fabijańskim – mijałaś go na niedzielnych mszach, podeszłaś w końcu z propozycją wywiadu, a ten był w szoku, że ktoś nie chce rozmawiać z nim o nowej roli i karierze…
Kasia: Ja widzę, że zwłaszcza młodzi ludzie się cieszą, że mówię o wierze tak otwarcie. To jest dla niektórych osób ciągle powód do wstydu. Pokutuje w nas jeszcze stereotyp, że ludzie wierzący to ciemnogród i zacofanie. Moim blogiem i książką chciałam ten stereotyp przełamać. Znasz mnie trochę, wiesz że ja też mam swoje słabości, nie jestem idealna, chodzę na imprezy, dalej lubię szpilki i torebki. Bóg i wiara są dla każdego.
traveLover: Wiesz, że rozmawiasz z agnostykiem. Moja wiara wiele lat stała na zakręcie, aż z niego wypadła… Teraz, gdy rozmawiam z Tobą, to przypomina mi się nagłówek jednego z artykułów prasowych o Tobie. W tytule nazwano Cię „agentką Pana Boga”. Bardzo trafne określenie.
Kasia: Cieszę się, że tak mówisz, bo to znaczy, że jestem autentyczna dla Ciebie. „Agentką Pana Boga” nazwał mnie o. Krzysztof Pałys – dominikanin, bloger i autor dwóch książek. W tym jedna opowiada o podróżach stopem w habicie 🙂 Wiara to jest relacja, każdy ma na nią swój czas. Każda droga jest indywidualna i to jest piękne.
traveLover: Jak na „Boga w wielkim mieście” zareagowało środowisko telewizyjne i dziennikarskie? Nie pytam o czytelników i fanów, a o kolegów z branży.
Kasia: Reakcje były bardzo różne. Spotkałam się z uwagami typu: dziennikarka TVNu mówiąca o Bogu, dobry żart. Był jeden dziennikarz, który próbował mi dać do zrozumienia, że to jest moda i dlatego gwiazdy opowiadają mi o wierze. Taki lans na Boga. Byli też tacy, którzy bardzo dziękowali. Tych osób było najwięcej. Spotkałam się z masą ciepłych reakcji, wiele osób chciało prywatnie porozmawiać. Dostawałam setki pytań, maili, ludzie prosili o polecenie dobrego spowiednika, podejmowali wiele intymnych rozmów.
traveLover: Z podróży z Bogiem, wróćmy na chwilę na naszą kulę ziemską. Ze względu na pracę dużo podróżujesz, ale wiem, że prywatnie też lubisz wyjeżdżać. Bardzo często widzę na różnych grupach podróżniczych krótkie, ale jakże trudne zapytania: „Gdzie pojechać na wakacje, co polecacie?” Co byś odpowiedziała?
Kasia: Bardzo lubię podróżować, podobnie jak Tobie, trudno mi usiedzieć w miejscu. Które kierunki polecam? Na pewno Hiszpanię, szczególnie urzekła mnie Andaluzja. Niedaleko Malagi odkryłam ostatnio zjawiskową, malutką miejscowość Rondę z absolutnie przepięknymi widokami. Charakterystycznym punktem tego miasta jest monumentalny most Puente Nuevo z 1793 roku. Fascynuje mnie też Portugalia. Ja generalnie najlepiej wypoczywam nad wodą. Urodziłam się i wychowałam nad jeziorem, jestem z rodziny o tradycjach żeglarskich. Bardzo lubię słońce, uśmiechniętych ludzi, dobre jedzenie, morze, trochę historii, dlatego południe Europy to zdecydowanie moje miejsce.
traveLover: Masz za sobą jakieś egzotyczne, dalekie podróże poza Europą?
Kasia: Najdalej byłam na Mauritiusie, w Tajlandii, na Bali, w Malezji. Jedną z najpiękniejszych przygód przeżyłam na maleńkich malezyjskich wyspach Perhentian, gdzie nie ma żadnego samochodu, ulicy, jest tylko dżungla i natura. Uwielbiam nurkować, właśnie tam zrobiłam kurs dla nurków PADI. Perhentian to raj dla miłośników nurkowania! Pod wodą mogłam oglądać zatopione ogrody, statki, pływałam z żółwiami. To moje najpiękniejsze wspomnienie, ze wszystkich egzotycznych miejsc, jakie odwiedziłam.
traveLover: Też tam byłam kilka lat temu! To moje najpiękniejsze wspomnienie z Malezji!Każdemu kto pyta o ten kraj, polecam malutkie, dzikie i rajskie wyspy Perhentian. A czy Ty wolisz podróżować po swojemu, czy lubisz zorganizowane, leniwe wakacje?
Kasia: To zależy od momentu w życiu, od ludzi, z którymi jadę. Na przykład w czerwcu byłam na najbardziej leniwych wakacjach w moim życiu. Po tym jak zakończyła się cała trasa z książką, zaczął się wakacyjny sezon w „Dzień Dobry TVN”, nie miałam siły się ruszyć. Pojechałam odpocząć do Hiszpanii. Nie odwiedziłam nawet pobliskiej Sewilii, którą bardzo lubię. Ale mam też za sobą wiele aktywnych wyjazdów na własną rękę, chociażby wypad na Sycylię, podczas którego na skuterach zwiedziłam z koleżankami całą wyspę.
traveLover: A czy podróżujesz do miejsc związanych z kultem religijnym?
Kasia: Wyjątkowym, świętym miejscem, w którym wiele się dla mnie wydarzyło jest Medjugorie. Wszystko działa tam na mnie tak kojąco – widzisz górską wioskę, piękne krajobrazy, wodospady, modlących się ludzi, a wokół panuje przejmująca cisza. Dostrzegasz na każdym kroku żywe dowody działania Pana Boga. Ta atmosfera sprzyja poszukiwaniom odpowiedzi na najważniejsze pytania. W Medjugorie poczułam , że jestem tak blisko Boga, że mogę go wręcz dotknąć. Jest tam również wspólnota Cenacolo, gdzie przyjeżdżają ludzie z całego świata uzależnieni od narkotyków, którym nikt i nic już nie może pomóc. Modlą się tam i wracają do życia. Można z nimi porozmawiać, kupić od nich różaniec. To jest niesamowite miejsce.
traveLover: Planując podróże celowo wybierasz kierunki, na szlaku których znajdują się miejsca święte?
Kasia: Ja nie wybieram miejsc, to miejsca wybierają mnie. Mam wrażenie, że odkrywam te święte punkty zupełnie przypadkowo. Tak jak wspominałam choćby o kościółku, który dojrzałam pośród wieżowców w Nowym Jorku. Mam jedną niezwykłą historię związaną z Paryżem. Bardzo lubię modlitwę różańcową. Mam przy sobie zawsze różaniec z Medjugorie, ale czasami krępuję się go wyjąć, bo budzi wielką sensację.
Kasia: Kiedyś leciałam do Paryża na urodziny kuzynki. Siedzę w tym samolocie, w końcu wyjmuję różaniec. Zaczynam się modlić i nagle jakiś elegancki pan w garniturze puka mnie w ramię i mówi: „Ja też mam i ja też się nie wstydzę”. Po czym pokazuje ten sam różaniec. Zrobiło mi się ciepło na sercu, zaczęliśmy rozmawiać. Ten pan powiedział mi o świętej Katarzynie Labouré i miejscu jej kultu w Paryżu, gdzie Katarzyna doznała objawienia maryjnego. Z tym wydarzeniem wiąże się tradycja medalika z Matką Boską, zwanego cudownym medalikiem. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Jako jej imienniczka postanowiłam tam pojechać. W wielkim, tłocznym i głośnym Paryżu znalazłam ten malutki, cichutki kościółek. W takich miejscach czuję niezwykłą obecność Boga. Moja kuzynka się rozpłakała, ja poczułam niewidzialną rękę, która łapie za ramię i mówi: kocham cię.
traveLover: Ale ta historia z Paryża miała swój finał w zupełnie innych okolicznościach i w niespodziewanym momencie…
Kasia: Tak, to nie koniec! W paryskim kościółku kupiłam kilka medalików, ale wszystkie rozdałam. Jakiś czas później pojechałam w okolice Białegostoku na wywiad do Rozalii Mancewicz, naszej Miss Polonia. Nagle patrzę, a Rozalia i wszystkie jej siostry mają cudowne medaliki na szyi. Podpytałam, czy można je gdzieś kupić. Po czym chcąc już wychodzić po wywiadzie, podchodzi do mnie mama Rozalii i daje mi do ręki medalik. „Kupiłam go i nie wiedziałam dla kogo, a jak cię zobaczyłam, wiedziałam, że to jest dla Ciebie. Proszę noś go i pamiętaj, że jesteś ważna.” – powiedziała. Od tamtego momentu nie zdejmuję go. Wciąż w życiu spotykają mnie takie historie i ciągle mi się zdarzają takie dowody opatrzności.
traveLover: Przeglądając Twojego bloga i social media widzę, że często znajdujesz ukryte, niezbyt popularne święte miejsca w Polsce.
Kasia: Bardzo lubię miejsca związane z kultem maryjnym i szukam ich w Polsce. Mam kilka swoich odkryć. W okolicach Zakopanego, w górach poza turystycznym szlakiem, znajduje się Sanktuarium Maryjne na Wiktorówkach – mały, drewniany kościółek. To miejsce polecane dla osób ze złamanym sercem. Kiedyś sama tam pojechałam, po kolejnym nieudanym związku. Znalazłam w Wiktorówkach spokój, poczułam ulgę. Rok temu jeździłam po Mazurach i trafiłam do Gierzwałdu, a także do Sanktuarium Królowej Pokoju, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Jest masa takich nieodkrytych, nieznanych miejsc w naszym kraju.
traveLover: Rozmawiamy dziś o podróżach samotnych, o podróżach do wnętrza siebie, ale też tych egzotycznych na drugi koniec świata. Ostatnio pojawił się ktoś w Twoim życiu. Jak podoba Ci się podróżowanie w duecie?
Kasia: Mam w życiu bardzo różne doświadczenia, podróżowałam sama, w grupie z samymi dziewczynami, z ekipą mieszanych przyjaciół, a teraz wyjeżdżam z moim chłopakiem. Niezależnie od tego kto jest przy nas, ważne jest co tak naprawdę mamy w środku i co zabieramy ze sobą w podróż. W książce cytuję moją przyjaciółkę Kingę Baranowską [himalaistka, zdobywczyni dziewięciu ośmiotysięczników], która mówi, że czasami widzi jak ludzie wspinają się po górach. Gdy już docierają na szczyt jeden mówi: „to po to szedłem tyle, jak tu same kamienie i nic więcej”, a drugi stoi, lecą mu łzy ze szczęścia, bo ten wschód słońca tak bardzo go wzruszył. Także to co zabierzemy ze sobą w sercu, to nam nowe miejsca oddają, takie emocje do nas wracają. Trzeba mieć dobre nastawienie, otwarte serce na ludzi, na przygodę i na coś dobrego, co czeka na zakrętem.
traveLover: Amen! 🙂
Jeśli jeszcze nie zaglądaliście na bloga Kasi, kliknijcie koniecznie: BÓG W WIELKIM MIEŚCIE
Więcej na temat wspomnianych rajskich wysp Perhentian znajdziecie tutaj: MALEZJA – WYSPY PERHENTIAN
Enjoy! 🙂