Wasz świat kręci się wokół myśli o podróżowaniu? Wciąż planujecie, marzycie, polujecie na bilet i rozkmniacie jak ogarnąć trochę wolnego w pracy? Ja też! Oto moich 10 objawów uzależnienia od podróżowania. Ciekawe, które punkty dotyczą również Was 🙂
1. CIĄGLE PLANUJĘ KOLEJNE PODRÓŻE
Jeszcze kiedyś rozpoczynałam planowanie kolejnej podróży po powrocie z poprzedniej. Dziś jestem znacznie bardziej skrzywiona. W trakcie jednego wyjazdu już wymyślam następny, wertując wyszukiwarki lotów i rzucając co chwilę do mojego faceta: „O matko, zobacz jakie tanie bilety, lećmy tam!”. Moja nerwica natręctw związana z próbą odpowiedzi na pytanie: „Jaki będzie następny kraj, który odwiedzę”, nie ustępuje każdego dnia. Pijąc poranną kawę, jadąc samochodem, czekając na poranną kawę przy ekspresie, jadąc metrem – ciągle tylko marzę sobie, gdzie chciałabym się wybrać. Marzenia to jedno, ale ciągłe oglądanie filmów dokumentalnych, serii przyrodniczych BBC i przeglądanie blogów oraz instagramowych widoków, to już zakrawa o zboczenie.
2. MANIAKALNIE SZUKAM TANICH LOTÓW
Zamiast odpalić na dzień dobry Pudelka i zaczerpnąć niezbędnych informacji z rana, ja tylko skroluję w górę i w dół strony z tanimi lotami. Wszystkie możliwe newslettery witają mnie o poranku na skrzynce mailowej, głośno wyśpiewując z monitora: „kup mnie i leć”! Oferty lotnicze z maili trudniej usunąć mi do kosza, niż wiadomości od przełożonych. Wstyd.
3. NIE MOGĘ WYSIEDZIEĆ W JEDNYM MIEJSCU
Mija kilka tygodni od powrotu, a ja już przebieram nogami. Jestem niespokojna, wykrzykuję rozpaczliwie, że brak mi witaminy D, a sroga zima, opakowana w szarówkę i tony chlapy, powoduje, że nie mam siły żyć. Jest tylko jedna rzecz, która może mi pomóc – nie, to nie są zakupy i alkohol, tu nawet miłość nie pomoże. Jedyne czego mi potrzeba, to spakowanie plecaka i wylot.
4. NAJWIĘKSZY SPOKÓJ DUCHA DAJE MI BILET NA MAILU
Uważam swoje życie za barwne i pozbawione rutyny. Lubię je bardzo, a nawet cholernie. Natomiast nic mnie tak nie jara, jak fakt, że już za kilka dni będę w zupełnie nowym zakątku świata. Kupione bilety to mój synonim życiowej stabilizacji i satysfakcji wszelakiej. Głęboka ulga, że w końcu gdzieś pojadę, bo przecież dawno nie byłam, tworzy słodki koktajl z dodatkiem adrenaliny i dopaminy. Bilet kupiony. Tej nocy długo spać nie będę. Ależ ja sobie poczytam o kraju, do którego już na pewno polecę, ileż filmików na Youtubie obejrzę do poduchy. Jaram się!
5. JESTEM EKSPERTEM OD PAKOWANIA W 5 MINUT
Po latach ładowania rzeczy do plecaka, a następnie wyjmowania ich w podróży, jakieś 4658502 razy dziennie, opanowałam sztukę pakowania do perfekcji. W 5 minut ogarnę wszystkie potrzebne rzeczy na wyjazd. Bez względu na to, czy mam do dyspozycji plecak podręczny, czy większy bagaż. Na hasło: „wyjeżdżamy”, reaguję na to, jak na lato. Dwa razy powtarzać mi nie trzeba. Jak ja to mawiam w skrócie: „szczoteczka do zębów, majtki na zmianę i strzała”.
6. NIE MAM PROBLEMU Z PRZYSTOSOWANIEM SIĘ DO NOWYCH MIEJSC
Spanie na lotnisku, w hostelach, w samolocie, a nawet miejskim autobusie w Azji, wcale mi nie straszne. Poza krótkim jet lagiem, nie potrzebuję wiele czasu, by odnaleźć się w nowym miejscu. Wyjeżdżając w podróż wkraczam w inny wymiar mojej egzystencji. Przestawiam się na tryb TRIP.
7. NAJBARDZIEJ USZCZĘŚLIWIA MNIE BYCIE ZA GRANICĄ
Jestem jak na haju, kiedy nie ma mnie w domu. Gdyby ktoś wyrwał z kontekstu to zdanie, pewnie pomyślałby złe rzeczy 🙂 A z tego przecież płyną same pozytywy. Wylatując w świat jestem uśmiechnięta i szczęśliwa. Nawet jak nie mam gdzie spać albo mój plan się rypnie, to i tak jest super. Staram się wyciskać do ostatniej sekundy każdą chwilę w nowym miejscu, z nowymi ludźmi. Z reguły odcinam się kompletnie od problemów i spraw zostawionych w Polsce. Odkąd prowadzę bloga, myślę jedynie o Was i o tym, co opowiem Wam w kolejnym tekście. Resztę mam gdzieś 🙂
8. CIĄGLE ODKŁADAM HAJS NA PODRÓŻE
Kiedyś przeczytałam artykuł, którego puenta była krótka, ale jakże trafna. Parafrazując, brzmiała mniej więcej tak: „Gdybym przez lata nie wydawała pieniędzy na podróże, miałabym już dom”. Ale nie mam. I trudno. Nie żałuję. Bo póki co, najlepszą moją inwestycją są podróże. Hajs, hajs, hajs ! Oszczędności odkładam z myślą o następnych tripach (choć czasami oszukuję sama siebie i wmawiam sobie, że odkładam też na inne rzeczy – dom, lepszy samochód, emeryturę i te sprawy). Finalnie zastanawiam się tylko, czy tyle ile mam, wystarczyłoby już na podróż dookoła świata, czy jednak znów muszę wstać rano i iść do pracy 🙂
9. PRZYGÓD NIGDY DOŚĆ
„Dziecko, pomieszkaj trochę, dychnij sobie i zwolnij” – lubi mawiać czasem moja zatroskana mama. „Daj spokój” – z reguły słyszy w odpowiedzi. Bo ja już tak mam, że pożeram życie chciwie garściami. Wciąż chcę więcej i więcej. Chcę zwiedzić cały świat, w co święcie wierzę i proszę mi tego nie zabierać racjonalnymi argumentami. Im więcej podróżuję, tym więcej pomysłów mam w głowie. Każdy kolejny wyjazd zaostrza mój apetyt na życie.
10. KAŻDY WOLNY DZIEŃ TO SZANSA NA WYJAZD
Mój kalendarz jest skrupulatnie przemyślany, przeanalizowany i przeliczony od A do Z. Wszystkie urlopy są tak zaplanowane, by wykorzystać jak najwięcej weekendów, świąt i dni wolnych od pracy. To również wiąże się z ciągłym szukaniem biletów… od piątku do poniedziałku rana… a potem od razu wpaść do redakcji. A może by tak piątek udało się wziąć wolny i wyjechać już w czwartek popołudniu… i tak w kółko. Amen.
Jedno jest pewne, uzależnienie od podróżowania, to absolutnie najzdrowsze uzależnienie jakie istnieje 🙂
ENJOY MOI PODRÓŻNICY ! 🙂