Nie otwieraj biznesu w kryzysie – mówili. A ja zrobiłam odwrotnie, po swojemu, jak zawsze. Wystartowałam ze swoim projektem dwa dni po ogłoszeniu w Polsce restrykcji związanych z kwarantanną. Teraz przyszła chwila na refleksję.
OTWIERANIE BIZNESU W KRYZYSIE
Dzień ogłoszenia kwarantanny.
Wszystkie stany emocjonalne w ciągu kilku godzin falowo przychodziły i odchodziły, czego odczułam skutki także fizyczne. Gdy ustał ból brzucha i zdenerwowanie, siadłam w końcu, by na chłodno przeanalizować sytuację. Trudno było znaleźć argumenty przemawiające racjonalnie za którąkolwiek z opcji, bo odkąd żyję pandemia świata nie opanowała. Otworzyć sklep on-line z ekologicznymi ubraniami dla kobiet, czy nie otworzyć i poczekać do lata? Czy ludzie w czasach zarazy będą myśleć o zakupach? Czy może jednak ubrania nie staną się w obliczu zaistniałej sytuacji potrzebą priorytetową? A może wręcz odwrotnie, kobiety będą chciały poprawić sobie humor, kupią nową sukienkę, będą wyczekiwać lata i lepszych czasów. Dodatkowo fakt, że wybrały lepiej dla siebie i dla naszej planety może poprawi im nastrój? Na żadne z tych pytań nie znałam odpowiedzi i nie znam ich do dziś. Wiem tylko, że na ostatniej prostej nie mogłam się wycofać. Chociażby ze względu na to, że na premierę marki czekało przynajmniej kilka tysięcy osób, tworzących moją społeczność. Przy tej okazji należą Wam się podziękowania! Bo pewnie nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak Wasze wsparcie, dobre słowo i motywacja wpłynęły na moją chęć i siłę do działania! Po pierwszych tygodniach działalności, mogę sobie jedynie „gdybać”… co by to było, gdybym zrealizowała wszystkie pomysły, które legły w gruzach wraz z chwilą zamknięcia granic i drzwi mojego domu.
CO ZABRAŁ MI KORONAWIRUS?
Plan egzotycznych plenerów na Bali w roli głównej z moją kolekcją, notabene inspirowaną Azją Południowo-Wschodnią, stał się niemożliwy do zrealizowania. Moje serdeczne koleżanki, podróżniczki, influencerki, blogerki, niestety, ale zamiast zaprezentowania moich ubrań w najdalszych zakątkach świata, mogą włożyć na siebie sukienki w domu i co najwyżej poparadować w nich po przedpokoju albo na balkonie. Nie wyjechałam na Bali, do Włoch ani do Chorwacji. Moi znajomi podróżnicy nie ruszyli w swoje wojaże ani do Azji, ani na południe Europy i na Karaiby. Koronawirus zmusił mnie do wydobycia z siebie jeszcze większych pokładów kreatywności, niż do tej pory. Kwarantanna domowa, to także kwarantanna konsumpcji. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej mieliśmy okazję i czas na tak solidną weryfikację swoich potrzeb. Jedno jest pewne – nie mogę narzekać. Bo choć CLOSH to mój pierwszy biznes, to uważam, że idzie naprawę nieźle. Może i byłoby lepiej w normalnych warunkach, ale biorąc pod uwagę sytuację z jaką przyszło nam wszystkim się zmierzyć, myślę, że mogę być dumna z nas wszystkich, którzy przyczynili się do powstania CLOSH’a. Mimo pewnych rozczarowań nie tracę optymizmu, bo wiem, że zaraz przyjdzie lato, a my znów będziemy wolni. Która z nas nie marzy o tym, żeby ładnie się ubrać i wyjść na spacer albo zjeść lunch w ulubionej restauracji? 🙂
A JEŚLI PANDEMIA TO SZANSA?
Nadzwyczajna sytuacja jaką wywołała pandemia najpierw kazała nam myśleć o swoim zdrowiu i bezpieczeństwie. Chwilę później zalała nas fala kalkulacji, analiz i prognoz. Niektórzy twierdzą, że wirus to nowe rozdanie. Jest to szansa dla tych, którzy działają lokalnie i nie są uzależnieni od międzynarodowego rynku, czyli handlu, transportu i produkcji. Lokalny biznes jest o tyle bezpieczniejszy, że pozwala na błyskawiczne działania i interwencję. Akcja internetowa „wspieram polskie marki” naprawdę działa pokrzepiająco. Sprzedaż ekologicznych ubrań mojej marki CLOSH odbywa się przez Internet. Działalność on-line na naszym polskim podwórku jest najbezpieczniejszą i najbardziej komfortową formą prowadzenia biznesu w obecnej sytuacji. Mieliśmy ogromnego farta, bo dosłownie z wszystkimi przygotowaniami do startu wyrobiliśmy się na styk. Kilka dni przed ogłoszeniem pandemii zrealizowaliśmy sesję zdjęciową i lookbook’a, skończyliśmy kolekcję, trafiły do nas wszystkie niezbędne akcesoria do pakowania zamówień, zrobiliśmy stronę internetową, baaa nawet ekologiczne metki dowiozłam do szwalni na dzień przed kwarantanną. Cały dalszy proces prowadzenia tego biznesu właściwie nie wymagał od nas wychodzenia z domu. Zamiast osobiście odbierać ubrania ze szwalni, zdecydowaliśmy, że na kilka transz zostaną one wysłane kurierem. Wszystkie zamówienia konsultowałam ze szwalnią i pracownią konstruktorki telefonicznie albo mailowo. Wyrozumiali producenci tkanin sami dostarczali nam belki tkanin do pracowni. Moje spotkania z konstruktorką ograniczyłam do minimum i jechałam do niej tylko wtedy, gdy było to niezbędne – musiałam zobaczyć konstrukcje nowej kolekcji i sfinalizować ją.
ZIEMIA ŁAPIE ODDECH
W tym czasie uświadomiłam sobie także, że praca zdalna jest o wiele bardziej ekologiczna. Nie wiem, czy zastanawialiście się nad tym. Jeśli większość z nas pracuje z domu, nie korzysta z samochodu, komunikacji miejskiej, nie kupuje kawy na wynos w plastikowym kubku, ani nie zamawia lunchu w styropianie, to jaka to ulga dla naszej planety? W skali globalnej, gdy fabryki na chwilę się zatrzymały, a ludzie zostali w domu, Ziemia mogła zacząć oddychać. Może nie pełną piersią, ale na pewno niepłytkim oddechem. Staram się zaakceptować rzeczywistość i działać w zakresie możliwym podczas pandemii. Wierzę, że odzyskamy nasze życie, gdy Ziemia trochę odpocznie. A przecież Jej dobro stanowi główny fundament działalności i filozofii marki Closh.
Aaaa! I jeszcze jedno!
Czy żałuję, że otworzyłam biznes w kryzysie – NIE! 🙂