Jest 1:41, gdy włączam laptopa i zaczynam pisać ten tekst. Nie mogę zasnąć, co mi się nie zdarza. Zatem jest coś na rzeczy. Muszę Wam to w końcu powiedzieć.
RZUCIĆ WSZYSTKO?
„A gdyby tak rzucić wszystko, spakować się w plecak i ruszyć przed siebie?”
Nie wiem, ile razy tygodniowo to pytanie pojawiało się w mojej głowie, przez ostatnie…lata 🙂 Wiem, Wy też sobie je zadajecie. 🙂 W końcu przyszedł ten moment, że gdybanie przerodziło się w konkretny cel i scenariusze, czekające tylko na realizację.
Uważam, że grunt to w życiu mieć na siebie dobry pomysł i plan. I choć wydaje mi się to naturalne, to w kontakcie z wieloma moimi rówieśnikami, wciąż szukającymi dla siebie zajęcia i sensu, okazuje się że to nie taka oczywista i prosta sprawa. Bez celu, można się i do emerytury miotać jak dziecko we mgle, wzdychając do cudzych zdjęć na Facebooku. Mój plan na życie jest… powiedziałabym dość bujny i rozbudowany, natomiast od dawna pewna jego część nie dawała mi spokoju.
RZUCAM WSZYSTKO!
Coś w środku mnie kłuło nieustannie. Prześladowało, kiedy zasypiałam i gdy już zasnęłam. Stwierdziłam, że ohoooo… świat mnie wzywa na dłużej. Teraz się nie wywinę. Koniec pitolenia! Pozałatwiałam już większość formalności, kupiłam bilet, bo RZUCAM WSZYSTKO I WYJEŻDŻAM DO AZJI. Na kilka miesięcy robię przerwę od pracy, zostawiam mieszkanie, zabieram oszczędności i ruszam w świat bez bagażu, z plecakiem podręcznym. Nie wiem, gdzie i kiedy dokładnie wyląduję. Wiem natomiast, że za cel biorę takie kraje jak Wietnam, Laos, Kambodża, Tajwan, Birma, Filipiny. Ale to nie koniec. Jedziecie ze mną! Bo przecież będę Wam relacjonować wszystko na Instagramie, Facebooku i tutaj na blogu! 🙂
No dobrze, to teraz po krótce powiem Wam czego możecie się spodziewać i jakie są założenia mojej podróży. A także, które aspekty takiego wyjazdu budzą, a właściwie budziły, moje obawy.
ROZKŁAD JAZDY BEZ TRZYMANKI
PO PIERWSZE SPONTAN
Czyli mój klasyk: bez sztywnego planu, ale zawsze z pomysłem! Startuję w moim ukochanym Bangkoku, a poza Tajlandią kupię tylko jeden bilet lotniczy. Resztę lotów, przejazdów i noclegów będe załatwiać z dnia na dzień. Dlatego, że nie chcę się nigdzie spieszyć i narzucać sobie morderczego tempa. Oczywiście mam wstępny plan, solidnie zrobiony research i wiem, co chciałabym zobaczyć, ale wszystko bez spinki. Jeśli dane miejsce urzeknie mnie wybitnie, wówczas chcę zostać w nim na dłużej. Zaś jeżeli gdzieś nie poczuję się zbyt dobrze, będę zmieniać lokalizację bez zastanowienia. No chyba, że znajdą się argumenty przemawiające za tym, by dać temu miejscu szansę. We will see! 🙂
SLOW TRAVEL
Choć zawsze obiecuję sobie podczas kilkutygodniowych podróży czas na chillout, finalnie i tak wyjazd okazuje się bardzo intensywny. W Azji chcę poczuć i poznać miejsca jak najbardziej od wewnątrz. Zajmie mi tyle czasu, ile będę uważała, że potrzebuję. Tryb warszafka, zamieniam na tryb slow. Zamierzam pomieszkać, smakować, obserwować i zwiedzać od podszewki, a nie z zegarkiem i kalendarzem w ręku.
JA.
Przez ostatnie miesiące w mojej głowie nagromadziło się tyle pomysłów, że chciałabym totalnie odciąć się od rzeczywistości, by… urzeczywistnić większość z nich, a nad niektórymi postawić kropkę nad i. Chcę się wyciszyć i skupić na sobie. Od dłuższego czasu myślę o medytowaniu, ale zabierałam się do tego wciąż jak pies do jeża. Marzy mi się zaszyć na kilka dni w ośrodku medytacji w Azji i pobyć w ciszy, skupiając się na swojej energii i ciele. Planuję zwolnić drastycznie. 🙂
WOLNOŚĆ!
Ten punkt skwituję bardzo krótko. Najzwyczajniej w świecie chcę mieć wszystko gdzieś, spełniać marzenia i budzić się ze świadomością, że nic nie muszę, a przede wszystkim, że nie muszę przyjmować na klatę kolejnych wyzwań. No, chyba, że poczuję, że chcę. 🙂
CO SKŁONIŁO MNIE DO TEJ DECYZJI?
Wspominałam Wam już, że pomysł na kilkumiesięczny wyjazd kiełkował w mojej głowie już długo. Musiałam skończyć pewne projekty zawodowe i przede wszystkim wybrać odpowiedni moment w pracy. Choć mawia się, że nigdy nie ma odpowiedniego momentu. To nieprawda.
Podróże uzależniają.. ciągle chcesz tylko więcej i więcej. To uczucie jest jak wciąż nienasycony głód. Gdy wyjeżdżasz po raz pierwszy i świat daje Ci palec, chcesz od razu wziąć całą rękę. Wiem, że czytając to wielu z Was myśli: Boże, mam dokładnie tak samo! 🙂 Nie potrafię wysiedzieć na miejscu nawet miesiąca, dlatego chęć dłuższego wyjazdu na mojej bucket liście zajmuje pierwsze miejsce! Co do tego nie mam wątpliwości!
Gdybym jednak miała uporządkować wątpliwe kwestie przed wyjazdem, to są trzy elementy, które mnożą znaki zapytania w obliczu podjęcia decyzji o zniknięciu z kraju i pracy na dłuższy czas: pieniądze, praca, mieszkanie.
PIENIĄDZE:
Od zawsze, co miesiąc odkładam pieniądze, dlatego oszczędności to nie tylko postanowienie, ale już nawyk. Po opłaceniu rachunków, z automatu przelewam jakąś kwotę na konto. Dzięki skrupulatnym i regularnym wpływom, po prostu stać mnie na tę podróż, bo na nią zapracowałam. Chyba nie ma się co tu rozwodzić, jeśli pracujesz i umiejętnie wydajesz, to masz hajsy na podróże. Prosta sprawa. Przynajmniej dla mnie.
PRACA:
Tak naprawdę z pracą miałam największe dylematy. Jeśli zaglądacie tu regularnie i śledzicie mnie na Instagramie oraz Facebook’u, to wiecie, że poza podróżowaniem, mam to szczęście, że moja praca jest również moją pasją. Często udaje mi się łączyć obie te rzeczy i wyruszyć z kamerą w świat. Natomiast gdy jako osiemnastolatka trafiłam do mediów, na początku mojej zawodowej drogi, wydawało mi się, że muszę być ciągle, wszędzie i zawsze. Chociaż starsi koledzy z różnych redakcji studzili mój zapał i zapewniali, że telewizja się nie zawali, gdy zniknę z niej na chwilę. Myślę, że trudno byłoby mi zrobić przerwę w pracy jeszcze pięć, czy trzy lata temu. Dziś wiem, co potrafię, mam dobre relacje z ludźmi i wiem, jak funkcjonuje ten rynek. Dlatego wierzę, że po powrocie z głową pełną pomysłów, spotka mnie coś jeszcze lepszego.
MIESZKANIE:
Kto zaopiekuje się naszym mieszkaniem i co z wydatkami na czynsz albo wynajem? Bo przecież siedzieć w Azji pod palmą i płacić za mieszkanie, to trochę słaby biznes. Szczególnie w Warszawie. Odnoszę wrażenie, że kiedy się o czymś intensywnie myśli, to zaczyna działać jakieś dziwne przyciąganie. „Przypadkiem” udało nam się znaleźć nie tylko na czas wyjazdu lokatora, ale jednocześnie człowieka, którego dobrze znamy, ufamy mu i wiemy, że dobrze zaopiekuje się mieszkaniem i kwiatkami. 🙂
MACIE PODOBNE DYLEMATY?
Zawsze, gdy muszę podjąć w życiu ważną decyzję, której skutki balansują na granicy ryzyka, a rozstrzygnięcie odpowiedniego rozwiązania przysparza mi trudność, rozpisuję tzw. drzewko plusów i minusów. Brzmi zabawnie, ale daje gotowe odpowiedzi. To metoda bardzo skuteczna dla naszej logiki. Na białej kartce robię grubą linię i po jednej stronie wypisuję korzyści płynące ze skutków podjęcia danej decyzji, a po drugiej minusy. Po głębszym zastanowieniu i wypisaniu wszystkich istotnych dla mnie aspektów, korzyści i oszacowanych strat, tworzy się wykres, nazywany przez niektórych mapą myśli. Kilka miesięcy temu rozpisałam swoje drzewko plusów i minusów. Wówczas korzyści znacznie prześcignęły negatywne skutki. Gdy ostatecznie podjęłam decyzję o długiej podróży, byłam już na tyle zdeterminowana, że nie miałam żadnych wątpliwości, co do jej słuszności.
KTO NIE PYTA, TEN SIĘ NIE PRZEKONA
Myślisz sobie, że Twój szef w życiu nie da Ci bezpłatnego, długiego urlopu? Boisz się, że nie będziesz miał do czego wracać? Martwisz się, że na Twoje stanowisko znajdzie się ktoś lepszy? Co zrobić z mieszkaniem?
A czy Ty albo ktoś z Twojego zespołu w firmie, kiedykolwiek poprosił o taki urlop? Jesteś pewny, że szef Ci odmówi, chociaż nawet nie zapytałeś? Czy nie uda się nikomu podnająć mieszkania albo chociaż jego części? Czy jeśli przekalkulujesz swoje wydatki, na pewno nie jesteś w stanie narzucić sobie obowiązku systematycznego odkładania konkretnej kwoty?
Zostawiam Was z tymi pytaniami….
Trzymam kciuki, za wszystkie pozytywnie rozwiązane dylematy, na korzyść podboju świata! 🙂
Enjoy! 🙂
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz na bieżąco podróżować ze mną, let’s do it! 🙂 Wystarczy śledzić mnie na Instagramie i Facebooku, a nic Cię nie ominie! 🙂