Co zobaczyć na Maderze? Jak zorganizować tygodniowy pobyt na wyspie? Jak zaplanować objazdówkę po wyspie i nie ominąć najważniejszych atrakcji? Oto mój plan na tydzień.
Zapraszam Was na intrygującą, czasami nostalgiczną jak fado, niebanalną Maderę. Poniżej opisałam, krok po kroku, każdy dzień, który spędziliśmy na wyspie. Plan zawiera nie tylko intensywne zwiedzanie, ale również dni w wersji slow oraz relaks nad oceanem. Co ważne, naszym punktem wypadowym była stolica wyspy – Funchal, a podróżowaliśmy wypożyczonym samochodem (szczegóły, ceny w tekście TUTAJ), autobusami, raz autostopem. Jeśli jesteście na etapie rekonesansu i jeszcze nie podjęliście decyzji o wylocie na Maderę, być może pomoże Wam ten tekst: Czy warto polecieć na Maderę?
MADERA – OBJAZDÓWKA W TYDZIEŃ
DZIEŃ 1
Funchal -> 15 km -> Cabo Girao
Zwiedzanie Madery rozpoczęliśmy na najwyższym poziomie i to dosłownie. Bezkres Atlantyku rozpościerający się z tarasu widokowego na klifie Cabo Girao, zaliczanego do najwyższych w Europie, robi wrażenie! Z perspektywy 580 metrów, dla takiego wrażliwca jak, nie tylko ziemia wygląda inaczej. Zdecydowanie to jeden z obowiązkowych punktów podczas pobytu na Maderze! Wejście na taras jest bezpłatne. Stając na szklanej podłodze, zobaczycie pod stopami taki efekt:
Cabo Girao ->26 km -> Sao Vicente -> 7 km -> Seixal -> 10 km -> Porto Moniz
Dalej kierowaliśmy się na północ, a naszym celem była miejscowość Porto Moniz słynąca z naturalnych basenów. Jadąc drogą VE4 mijaliśmy spektakularne widoki pośród dolin, a jezdnia biegła często ramię w ramię z oceanem. Nie wiem, ile czasu zajęło nam pokonanie tych ledwo 30stu kilometrów, ponieważ pod wrażeniem przyrody, zatrzymywaliśmy się co kilka minut. Zrobiliśmy przystanek m.in. w Sao Vicente oraz Seixal. Bądźcie czujni dojeżdżając do Sao Vicente, tuż przed wjazdem do jednego z tuneli wyłania się wodospad. Seixal zaś słynie z uprawy szczepu winorośli sercial, z którego produkuje się najwytrawniejsze maderskie wino oraz podobnie jak w Porto Moniz, znajdują się tutaj naturalne baseny.
Porto Moniz polecam każdemu, kto przyjeżdża na Maderę. Malutkie miasteczko, które ze względu na ukształtowanie terenu długo było odcięte od świata, dopiero po II wojnie światowej, dzięki budowie drogi i tuneli, zyskało łączność z resztą wyspy. Dziś Porto Moniz przyciąga zachwycającą atrakcją, jaką są naturalne wyżłobienia w kraterach. Powulkaniczne baseny stanowią kompleks, strzeżony przez ratowników, gdzie można nie tylko pływać, ale również rozłożyć ręcznik i poopalać się do woli. Wstęp całodniowy kosztuje tylko 1,5 euro.
DZIEŃ 2
Funchal (Mercado dos Lavradores) -> 17 km -> Ribeira Frio
Codziennym, porannym rytuałem, zbliżającym nas do Portugalczyków, było espresso i najsłynniejsze portugalskie ciastko – pasteis de nata. Dopiero po tej rozkosznej chwili ruszaliśmy w drogę i realizowaliśmy wymyślony poprzedniego wieczoru plan.
Dzień drugi upłynął pod hasłem jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie. No i…trochę ruchu. Zaraz po ciastku i kawie udaliśmy się do Mercado dos Lavradores – najsłynniejszego targu w stolicy wyspy. Maderskie eldorado smaków i zapachów funkcjonuje od prawie 80ciu lat codziennie, poza niedzielami. Znajdziecie tutaj świeże ryby, owoce morza, kwiaty, ale i tak najbardziej zapamiętacie z tej wizyty najróżniejsze owoce, nienagannie poukładane w wiklinowych koszach. Jedliście kiedyś marakuję pomidorową, kaktusową albo limonkową? Na targu możecie degustować je wszystkie, tylko uwaga: kilogram marakui kosztuje ok. 40 euro. Na szczęście arbuzy, ananasy, czy awokado dostaniecie w „normalnych” cenach. Zwróćcie również uwagę na owoce wyglądające jak wielkie zielone szyszki – to owoce monstery! 🙂 Widziałam je po raz pierwszy w życiu 🙂
Po degustacji na targu, gdy ruszyliśmy w głąb wyspy, nasza uczta dopiero się rozkręcała. Po drodze zjedliśmy sztandarowe maderskie danie, czyli rybę espadę z pieczonymi bananami. W naszym menu znalazło się również kilka zup (moja ulubiona to pomidorowo-cebulowa), a wieczorem wypiliśmy wino, zagryzając je oliwkami i chorizo. Madera sprzyja miłośnikom pikników – wzdłuż górskich serpentyn napotkacie wiele drewnianych albo kamiennych stolików czekających na spragnionych przerwy turystów.
Koniec tego dobrego. Pora na sportową część dnia. Ubrani w wygodne buty i bluzy przeszliśmy kilka kilometrów wzdłuż tzw. lewad, czyli kanałów irrygacyjnych, biegnących z północy na południe wyspy. Lewady transportują deszczówkę z gór, na niżej położone tereny nadmorskie, od XIX nawadniają pola uprawne. Wzdłuż kanałów biegną szlaki pieszych wędrówek, stanowiące jedną z największych atrakcji wyspy. Tras jest wiele, my akurat rozpoczęliśmy wycieczkę w Ribeira Frio i przeszliśmy jedną z łatwiejszych tras – Levada dos Balcoes, szczególnie polecaną początkującym. Wędrówka zajmuje około godziny w jedną stronę.
DZIEŃ 3
Funchal -> 15km -> Canico de Baixo
Trzeci dzień na długo zostanie w mojej pamięci, za sprawą walki z własną słabością i strachem. Pojechaliśmy 15 km na wschód wyspy, do miejscowości Canico de Baixo, gdzie mieści się jedno z najstarszych na Maderze centrów nurkowych – Manta Diving Centre. Pod okiem instruktora po raz pierwszy zanurkowałam ze sprzętem. Na głębokości ponad 10ciu metrów spędziłam prawie 40 minut, co traktuję w kategoriach życiowego wyczynu. O moich zmaganiach z lękiem i wrażeniach pisałam tutaj: PODSTAWY NURKOWANIA – MOJE PIERWSZE PODWODNE PODRÓŻE
Po ponad 3-godzinnej lekcji nurkowania, byliśmy tak wykończeni, że pospracerowaliśmy jedynie po okolicy i zjedliśmy obiad. Wieczór spędziliśmy w Funchal – wybraliśmy się do Muzeum Cristiano Ronaldo.
DZIEŃ 4
Na Maderze nie znajdziecie szerokich, piaszczystych plaż, poza jedną – sztucznie usypaną w Machico. Takie oczekiwania spełni za to sąsiedzka wyspa Porto Santo leżąca 50 km od wybrzeży Madery, na którą codziennie wypływają promy za 50 euro. Choć obie wyspy dzieli tak niewielka odległość, to znaczenie różnią się one krajobrazami. Porto Santo w przeciwieństwie do Madery nie jest tak bardzo górzysta, surowa i stroma, zdecydowanie bliżej jej do rajskich pocztówek. Pobyt na Porto Santo to jedna z opcji na jednodniową wycieczkę, my jednak się na nią nie zdecydowaliśmy.
Brak plaż na Maderze rekompensują zorganizowane kąpieliska, składające się z kilku basenów i zabezpieczonych zejść do Atlantyku. Na kąpieliskach są toalety, leżaki, szatnie, bary z przekąskami, trampoliny, a co fajne nie marnuje się tutaj wody, ponieważ baseny na bieżąco wypełnia słona woda z oceanu. W samym Funchal jest kilka kąpielisk, m.in.: Complexo Balnear do Lido, da Ponta Gorda, da Barreirinha, Doca dos Cavacas. My, wybraliśmy się na to pierwsze – Complexo Balnear do Lido, uznawane za jedne z najlepszych na wyspie. Wstęp kosztuje w do Lido 5 euro dla dorosłych, a 1,80 euro dla dzieci. Właściwie wszystkie kąpieliska, jakie widziałam kosztują od. 1,5 do ok. 5 euro.
DZIEŃ 5
Funchal -> 35 km -> Ponta de Sao Lourenco
Gdy zdecydowaliśmy, że ruszamy na Maderę, pierwszym miejscem, o jakim przeczytałam był przylądek Ponta de Sao Lourenco, czyli najdalej wysunięty na wschód punkt wyspy. Wycieczka w to miejsce gwarantuje wspaniałe widoki i świetny trening. Na skrajny punkt wyspy prowadzi szlak św. Wawrzyńca, czyli 4-kilometrowa trasa pośród wzgórz oblanych turkusowym oceanem. Droga nie jest trudna, a jej przejście zajmuje około 2,5 godziny. Nie zapomnijcie o wygodnych sportowych butach, nakryciu głowy, kremach z wysokim filtrem i butelce wody! Po trekkingu można odpocząć chwilę na kamienistej, czarnej plaży – nie jest to może najwygodniejsza forma wypoczynku, jednak po takim wysiłku i przygodzie, z pewnością wystarczająca.
Na przylądek dojechaliśmy z centrum Funchal autobusem miejskim numer 113 (przystanek na głównej alei Avenida do Mar). Bilet kosztował ok. 3,50 euro, a podróż trwała niecałą godzinę. Z powrotem do Funchal przyjechaliśmy stopem, ponieważ nie chciało nam się czekać na autobus. Poznaliśmy przemiłych Portugalczyków z Lizbony.
DZIEŃ 6
Jako, że był to nasz ostatni pełny dzień, postanowiliśmy naładować baterie do maksimum i wykorzystać ostatnią szansę na odespanie wszystkich godzin, które w Warszawie zostały zagarnięte przez pracę oraz codzienne obowiązki. Wybraliśmy się z książką i torbą pełną owoców na kąpielisko, gdzie spędziliśmy większość dnia.
DZIEŃ 7
Zaliczam na poczet przylotu i wylotu. Wolną część dnia w kolejności, najpierw spędziliśmy na szybkim rekonesansie po okolicy i degustacji win, a ostatniego dnia, po ostatnim porannym ciastku pasteis de nata, poszliśmy zrobić drobne zakupy i pożegnać się z oceanem.
Myślę, że tygodniowy pobyt na Maderze, pełen aktywności przeplatających się z odpoczynkiem nad Atlantykiem wystarczy, by zobaczyć główne atrakcje, poczuć klimat Madery, a co najważniejsze zapomnieć o polskiej rzeczywistości i zresetować swoją głowę. Tę wyspę polecam przede wszystkim osobom, które lubią aktywne wakacje i potrzebują czegoś więcej, niż tylko leżenie na plaży.
Enjoy! 🙂